czwartek, 20 grudnia 2012

NIecierpliwy pasterz

Jasełka, jasełka i po jasełkach. Przedstawienie miało się rozpocząć na 17, ale obydwoje z mężem stwierdziliśmy, że wyjdziemy wcześniej żeby zająć dobre stojące miejsca, więc na miejscu byliśmy już o 16.45:) Dzieci ogólnie były grzeczne. Kuba też, do pewnego momentu:) W związku z tym, że był pasterzem, a pasterze przybyli do żłóbka jako pierwsi, to po odegraniu swojej roli zaczął się nudzić. Ładnie powiedział wszystko (oczywiście pękałam z dumy:), zostawił koszyk z jabłuszkowi i odszedł na bok. Zaraz za nim odszedł na bok Kubusia przyjaciel - Hubercik. Też był pasterzem. I się zaczęło. Jak oni się spotkają we dwóch to drżyjcie narody. Zaraz zaczęli się przepychać, robić głupie miny i w efekcie to oni odstawili szopkę. I co poradzić? A nic, bo i tak jestem z niego tak dumna, że mi złość cała od razu przeszła:)

wtorek, 18 grudnia 2012

Uhu ha nasza zima zła

U mnie śnieżyca. Jazda do pracy o 6:30 po nieprzetartych jeszcze szlakach wiązała się ze stresem większym niż jakbym się nieźle zdenerwowała. U nas nudy. Kubuś nauczony roli pasterza, teraz ćwiczymy kolędy. Jasełka będą w czwartek, więc mam go dziś i jutro późno odbierać, żeby mogli się próbować. Prezenty już prawie wszystkie gotowe. Wczoraj się wzięłam za pakowanie i rozmiar wszystkiego lekko mnie przeraził, bo gabaryty naszego bagażnika należą raczej do tych mniejszych. A tu i bagaże, i ubrania świąteczne, i ubrania nieświąteczne, i sanki bym chciała wziąć (Kuba je uwielbia :), a i jeszcze te prezenty:) Ja w wigilię pracuję, ale do mojej Mamy jedziemy w sobotę pomóc, a w poniedziałek zostawię chłopaków i pojadę pociągiem. Liczę na wcześniejszy koniec więc do 15 mam nadzieję dotrzeć z powrotem:)

czwartek, 13 grudnia 2012

Drugi bunt?

O ile niecały rok temu Kubuś przeżył ( a my z nim) bunt dwulatka, o tyle teraz mam wrażenie, że dopadł nas bunt trzylatka.A istnieje w ogóle coś takiego??? Jak Kubuś trafił do trzylatków, to pani Gosia, opiekunka grupy była zachwycona. Kubuś grzeczny, wszystko robi zgodnie z poleceniem, nie naśladuje tych mniej grzecznych dzieci,wszystko rboi sam, umie poprosić o pomoc. Ja obrosłam w piórka. No ale od około dwóch tygodni sytuacja się zmieniła diametralnie i nie wraca do stanu poprzedniego. Kuba w przedszkolu przeszkadza, nie uważa, mało się słucha, dziś ugryzł jakiegoś chłopca. W domu juz jakiś czas wariuje. Ciężko go zmusić, żeby się posłuchał, nie wysiedzi chwilę spokojnie. Denerwuje się szybko i wymusza. Nie mam kompletnie pomysłu jak ogarnąć temat.

środa, 5 grudnia 2012

Mikołajkowa Wigilia

Mleko jest? Ciasteczka? Marchewka dla reniferów? U nas już wszystko czeka. Kuba zaszantażowany, że musi być grzeczny żeby dostać prezent, poszedł spać. Ciekawa jestem jego reakcji z rana:) Obym tylko nie zapomniała dziś pomóc Mikołajowi wypić mleka, zjeść ciasteczek i reniferom marchewek :):):)

wtorek, 27 listopada 2012

Prawe oko śpi, lewe czuwa

Powszechnie wiadomo, że mieszkamy w kawalerce. Niedziela, godz. 20.30. Kuba śpi jak zabity,więc możemy po cichu rozmawiać, my oglądamy finał Masterchefa i pijemy winko. Otworzyłam Toffifee od męża i mówię: "Tu masz czekoladki". Wtedy podnosi się śpiący Kuba i mówi: "Pokas" (Pokaż) :)

wtorek, 13 listopada 2012

Ogórek

Pasterz

Mój malutki Syneczek zostanie aktorem!

Dostał rolę pasterza w przedszkolnych Jasełkach.

Wzruszam się już teraz na samą myśl, że wstąpi publicznie i że taki duży, a co dopiero będzie na żywo. Zaryczę się chyba:)

- Kamera załatwiona - pożyczę, bo swojej nie mamy.

- Chusteczki higieniczne wpisane na listę zakupów.

- Szef wie,że w bliżej nieokreślonym terminie grudniowym wybywam na przedstawienie.


Pozostaje zorganizować strój Pasterza i nauczyć małego aktora jego roli:)


:) :) :)

sobota, 27 października 2012

U nas też zima:)

Dzisiejsza pogoda  zaskoczyła mnie tak samo jak chyba wszystkich. Ale jednocześnie zmobilizowała mnie bardzo skutecznie żeby zrobić porządek z letnimi butami i okryciami i przejrzeć  zimowe. Wyczyściłam letnie buty, uprałam płaszczyk i letnie kurtki. Na nadchodzącą (a może tą która już przyszła?) potrzebne nam są:
- Kubusiowi muszę dokupić rajstop lub kalesonek, do tego czapkę+szalik+jakieś cienkie rękawiczki.
- mi przydałby się komplet czapkowo-szalikowo-rękawiczkowy
- mężusiowi musimy kupić kurtałkę, no i znając życie czapkę do tego.

Kubuś pierwszy raz od jakiegoś czasu nie spał w dzień. O ile cały dzień trzymał się bardzo dzielnie, o tyle wieczorem był nie do wytrzymania. WYmuszanie wszystkiego to jego specjalność. Próba picia słodkiej herbatki bez jedzenia kolacji skończyła się niestety dla niego głośnymi spazmami i pójściem spać o głodzie. Bo jak już się uspokoił i zdecydował zjeść kanapkę z wędliną, to nie zdążył, bo zasnął przy czytaniu bajek. No i zaczęliśmy się zastanawiać jak rozpisać tablicę nagradzania, którą zakupiliśmy ponad rok temu. Jeszcze jej nie używaliśmy, ale muszę spróbować osiagnąć jakiś stopień posłuchu Kubusia, bo na razie to marnie nam to idzie. Myślę, żeby na początek określić tylko nagradzanie, czyli uśmiech za spełnienie czegoś z tablicy, ale obawiam się, że to wcale nie utemperuje jego zapędów do niesłuchania się nas.

piątek, 19 października 2012

Sama nie wiem

Nie wiem, czy te wymioty u Kubusia to faktycznie grypa żołądkowa. Na wymiotach się skończyło. Żadnej gorączki, żadnej biegunki. Z leków tylko Orsalit i rosołek dla uzupełnienia poziomu elektrolitów. W przedszkolu za to większość dzieci chorych. Jeżeli to faktycznie jelitówka, to życzę sobie żeby każda potencjalna tak wyglądała:)

czwartek, 18 października 2012

Jelitówka?

Ostatnie dwa dni były jak jazda bez trzymanki. We wtorek, po udanych ciuchlandowych zakupach, pojechałam do pracy pomagać przy zabezpieczeniu meczu na Narodowym od strony kolejowej:) Mecz się nie odbył, więc byłam w domu wcześniej -tuż przed 1- szą w nocy:) Kubuś się obudził, pokochał mnie i poszedł spać dalej, niestety już na naszym łóżku. O 2.40 obudził mnie jego ryk ( to nie był płacz). Cały w wymiocinach. Uspokoiłam, żeby męża nie wybudzał skoro to ja mogłąm później wstać i poszłam po piżamkę na wymiankę. W chwili podnoszenia na ręce rzygnął drugi raz, tym razem na dywan. No to obudziłam męża, żeby chociaż się dywanem zajął. Po wszystkich przebieraniach, zmianach pościeli i wstawieniu prania, położyliśmy się spać. Jakaś 3.20 była. O 3.40 mężuś wstał, bo i tak nie mógł zasnąć a budzik miał na 4.10. Chwilę później Kuba zaczął wypytywać gdzie tata jest, a w czasie słowotoku rzygnął po raz trzeci. I znowu wymianka wszystkiego. Położyłam się spać przed 5. Wstaliśmy 8.15( ja w planach miałam pójście do pracy bo przecież mecz przełożyli). KUba jak nowo narodzony, nawet ladnie śniadanie zjadł, więc uznałam, że to z powodu zjedzenia czegoś nieodpowiedniego wymiotował. Zaprowadziłam go o 10 do przedszkola, wyjaśniłam, że jakbby co czekam na telefon, bo była akcja, a Pani Emilka: "już dwoje rodziców dzwoniło, że dzieci chore - wymioty, biegunka". No to wszystko jasne. Cieszyłam się, że chociaż biegunka się jeszcze nie pojawiła. Pojechałam o 13 do pracy. Mąż zadzwonił, żę w przedszkolu młody zwymiotował raz ( ale chyba tragedii nie było, skoro nie miał ubrań zmienianych). W domu było już normalnie, tyle, że mało jadł. Ja wróciłam o 22. Naszykowałam sobie rzeczy i znowu jestem w pracy. Na szczęście tylko do 11. Ale i tak nieprzytomna.

środa, 10 października 2012

Nijako

Piękna ( mimo deszczu którego nie cierpię) jesień za oknem, a ja jakoś na nic nie mam ochoty. Od dwóch dni walczę z dziwnym bólem głowy i sennością. Przewczoraj padłam o 21.30, wczoraj tuż po 21. Dzisiaj jestem wyspana, ale żeby było mi ok to nie powiem. W pracy raz lepiej, raz gorzej. Upierdliwi ludzie potrafią czasami podnieść ciśnienie. Kubuś jest specjalistą od poprawy mojego humoru, ale ogólnie kompletnie się nas nie słucha. Po kilka razy powtarzamy, że go wołamy, że ma coś zrobić, a on mówi: "już" i czeka kolejną chwilę, jak układa puzzle, to potrafi powiedzieć: "jak ułoze to psyjdę mamusiu". Kopara mi opada wtedy:)  W chwilach grzeczności opowiada za to, że trzeba się słuchać mamy i taty :) 

W sprawie odporności
Wizyta u naszej pediatry i gorąca dyskusja zaowocowały tym, że na razie zaczęliśmy od najtańszego specyfiku, czyli Immunoglukanu - Syropek ma starczyć na 24 dni, koszt 32 zł. Jeżeli dwu-trzymiesięczna "terapia" nie pomoże zmienimy na inny. Lubię tą naszą Pediatrę. Opowiedziała mi o zbawiennym miodzie Manuka, o tym, że jej dzieci jak były małe to Padmę zażywały, ale nieprzekupiona przez żaden koncern kazała spróbować najperw tańszy  specyfik. Na razie jest ok, chociaż nie wiem czy ten Immunoglukan zaczął już działąć:)

czwartek, 20 września 2012

Ludzka złośliwość w pełnym wydaniu

Wariacki tydzień. Byłam z Kubusiem u rodziców, bo mama jest w szpitalu. Przy okazji teściowa zajęła się nim, bo znowu jest przeziębiony. Ale w sumie nie o tym chciałam pisać. Ciśnienie mi skacze jak sobie przypomnę nasz wczorajszy powrót do domu. Wracaliśmy we dwoje, pociągiem. Ja miałam plecak, torbę i torebkę, no i Kubusia. Lekko nie było, ale daliśmy radę. W takim oporządzeniu weszliśmy na wiadukt, na którym jest przystanek "naszego" autobusu. Korek był niesamowity, wszystko stało, ale długo nie czekaliśmy. Wtaszczyłam się z dzieckiem i resztą rzeczy pierwszymi drzwiami. Pytam grzecznie kierowcy : -Przepraszam, ma Pan bilety? A on na to: - Mam, ale Pani nie sprzedam, bo mam za duże opóźnienie. Kopara mi opadła, doczytałam, że faktycznie miał prawo tak zrobić i poszliśmy szukać miejsca. Drobny szczegół, że dalej staliśmy w korku i szanowny pan kierowca się nudził. Pozdrawiamy go serdecznie i życzymy samych mandatów i kontroli! :/ Całe szczęście, że kanar się nie zjawił. W autobusie Kubuś marudził, że chce siusiu. Wiadomo, że nie było gdzie, kazałam mu trzymać. NIestety, w momencie otwierania drzwi od domu nie wytrzymał i zlał się zalewając nawet buty.
Dziś idziemy na kontrolę do naszej Pani doktor. Prosiłam o pomoc w uodpornieniu naszego malucha, bo jesieńi zima dopiero przed nami. Zasugerowała najpierw wyleczenie i wysłała do domu z czterema hasłami celem zapoznania do czwartku. Okazało się, że to leki odpornościowe z wyższej półki: Padma 28, Transfer Factor, Immunoglukan i Miód Manuka. Pewnie dzisiaj zdecydujemy, czy coś będziemy Kubuniowi zapodawać. Nie są niestety tanie więc wolałabym wybrać taki, który coś pomoże. Macie jakieś doświadczenie z tymi lekami?

wtorek, 4 września 2012

Wszyscy mają Przedszkolaki, mam i ja!

Z lekkim rozżaleniem obserwuję od wczoraj dzieci wychodzące z rodzicami z sąsiedzkiego nam przedszkola publicznego. Dalej jestem zdania, że w tym temacie sprawiedliwości nie ma za grosz. No ale mam nadzieję, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kubuś w najstarszej, wiekowo i zajęciowo przedszkolnej grupie ładnie się rozwija, aktywny jest, pracuje chętnie, Ciocia się rozpływa, że zawsze jej pomaga i nie naśladuje małych łobuziaków, więc na razie nie myślę o tym, że za rok czeka nas zmiana. Zamówiłam już zestaw "podręczników", których będzie używał podczas zajęć, złożyliśmy do kosza zbiórkowe artykuły plastyczne i cieszymy się z tego co mamy.
Kubuś ma na tą chwilę 94 cm wzrostu i waży 14 kg, więc szału nie ma, ale my z mężem od czasów przedszkolnych do giimnazjalnych do niskich  należeliśmy, a teraz? Raczej wyrośliśmy:)

środa, 29 sierpnia 2012

1:0 :)

Zostało nas troje domowników. Mysz pokonana:) Jak ją rano znalazłam, to mimo obrzydzenia oblukałam i pobiegłam opowiedzieć mężowi. A on  co? Pół godziny później zadzwonił z informacją, jakich obrażeń doznała (oszczędzę  Wam szczegółów:)  oraz, że zdjęcie denatki czeka na mnie w aparacie:)  Wariaty z nas, nie ma co:)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Nowy "domownik"

No tak, zadomowiła nam się w domu mysz. NIechciana, nielubiana, wyganiana - za nic nie chce opuścić NASZEGO lokum. Postawiłam wczoraj na wieczór pułapkę, a ta cwaniara wyjadła cały chleb nawet nie zahaczając o nią. Dzisiaj drugie podejście z pułapką. Jesli się nie uda, nakarmię ją trutką, w którą się dziś zaopatrzyłam. A sio!

Kubuś jest na etapie pytania dlaczego coś się dzieje. Nie pyta konkretnie: dlaczego? ale: a po co? a czemu? Coraz częściej głowię się i troję, żeby za każdym razem podać inną odpowiedź, bardziej znaczącą dla mojego Smyka, kiedy on pyta po raz piąty o to samo:)
No i rozbraja mnie coraz to ciekawszymi tekstami:)
Czekami ostatnio na stacji na pociąg, idzie zakonnica a ten na cały głos:
- Mama, to Bozia?
:) :) :)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Nudy na pudy

Kolacja zjedzona, rzeczy naszykowane, wykąpana, Kubuś wysikany - mogę  przysiąść. Zrobiłam sobie takie zaległości w pisaniu tego, co chcę uwiecznić, że już nie pamiętam, co chciałam umieścić. Bo to głównie dlatego, że nic się nie dzieje.
Wspominałam o wędzidełku i wizycie u dentysty. Jednocześnie była to pierwsza Kubusia wizyta u stomatologa i pierwsze badanie ząbków. Dziecko mi się uczepiło nogi i tak wstąpiliśmy do gabinetu. A tam?  Stomatolożka z powołaniem:) Siedliśmy na fotelu razem. Najpierw jeździliśmy góra-dół na fotelu, bo Kuba kierował. Następnie nalewał automatem wodę do kubeczka. Poił też "słonia" czyli rurkę do zasysania śliny wodą i był mega szczęśliwy. W efekcie dentystka obejrzała język i ząbki. Ząbki zdrowe, bielutkie. Ucieszyła się, że ma szeroie łuki, co zwiastuje, że będzie miejsce na stałe ząbki. Mamy się zgłosić na lakierowanie, które się wykonuje ok. 2 razy do roku. Polecam gabinet! www.duodent.pl
11 sierpnia byliśmy na weselu. Nie, bez Kubusia, i uważam, że słusznie. Dzieci było wyjątkowo sporo, ale uważam, że to nie impreza dla takiego malucha. Wyszaleć się może - fakt, ale muzya głośna, potem problem ze spaniem, a rodzice, którzy przyszli się pobawić nie mają na to czasu, bo junior zmęczony i rozdrażniony. No i spędził Kubuś weekend z Babcią Danusią. Z piątku na sobotę urządził alarm, bo w nocy chciał do mnie, więc się mama umęczyła. Potem już się kochali:)
Po weekendzie spędziłam tydzień z moją Babcią. Brakowało mi takiego wolnego, żeby wszystko toczyło się spokojnym rytmem. Pielałyśmy w ogródku, sprzątałyśmy, prałyśmy, ale odpoczęłam psychicznie, a Kubuś miał okazję wyszaleć się na dworze. I tak, dziś wtorek, a jutro znowu trza iść do pracy. Kubuś wieczorem podniósł mi ciśnienie, bo nagle mu się zachciało pić szczyć, nie tą zabawkę do snu, jeść, o mamusiu! Od 19:20 walczyłam do 20:20 żeby poszedł spać. Znowu, przez ponad tydzień mojego wolnego, odzwyczaił się od przedszkola i rano bardzo niechętnie zostaje. Razem z Ciocią musimy się nieźle napocić żeby nie płakał przy moim wyjściu. A teraz śpi jak aniołek i na sam jego widok wszystkie bolączki mi przechodzą:)

środa, 8 sierpnia 2012

Wszystko co wiem o zbyt krótkim wędzidełku

Madzia, ten post jest dla Ciebie:)
O tym, że moje dziecko ma zbyt krótkie wędzidełko dowiedziałam się w parę minut po porodzie. Lekarka badająca Kubusia uświadomiła mnie, że może mieć problemy ze ssaniem, z mówieniem i że z czasem trzeba się tym zająć. Ja jakoś nie widziałam wady - Kubuś ssał od samego początku bez najmniejszego problemu, z mało wystającą brodawką też poradził sobie bardoz dobrze.Oczy mi się otworzyły jak kilka miesięcy później urodziła się moja bratanica - wywalała jęzorek na pół brody, a Kubuś co najwyżej na wargę. Ok. 11-ego miesiąca poprosiłam peiatrę o info na ten temat. Zbył mnie stwierdzając, że Kubuś za mały. Na roczkowym bilansie kolejna pediatra zbyła mnie, nie stwierdzając głośno, że jestem nadwrażliwa.  Poczekałam do nowego roku. Trafiłam podczas Kubusiowego przeziębienia na trzecią Panią Pediatrę ( do tej pory do niej chodzimy). Miała całkiem inne zdanie - że temat trzeba ruszyć od razu a nie czekać na zbawienie (Kubuś miał półtora roku i jego mowa była mega uboga). ostaliśmy skierowanie do laryngologa. Zależało mi na darmowym lekarzu więc zapisaliśmy się na Niekłańską. Pani laryngolog za krótkie wędzidełko stwierdziła, ale poinformowała, że to zabieg pod narkozą i najwcześniej w wieku 4 lat żeby go robić. Przekazałam to do naszej pediatry a ona od razu wysłała nas do logopedy gotowa wypisać skierowanie do każdego specjalisty, który się wędzidłem mojego dziecka zajmie. Logopedka ( wiek Kubusia -25 miesięcy) podczas pierwszej wizyty stwierdziła krótkie wędzidło, zauważyła, że ja mam podobny język ( fakt, nie wymawiam R prawidłowo, kiedyś chodziłam do logopedy, ale mało ćwiczyłam, rodzice nie zmusili i poszedł temat w zapomnienie). Kazała nam ćwiczyć przez pół roku i zgłosić się do niej znowu. Ćwiczenia które zadała:
1. Ćwiczenie odgłosu konika.
2. Lizanie talerza, dużego lizaka, loda.
3. Masowanie wędzidła palcem, jak wałkiem.
4. Rozpłaszczanie czubka języka dwoma palcami przez lekkie ściskanie.
Kubuś bardzo krótko wytrzymywał ćwiczenia i współpraca nie układała się zbyt dobrze. Po pół roku, czyli jakoś w marcu tego roku zaliczyliśmy kolejną wizytę u wspomnianej logopedki. Stwierdziła, że kwalifikujemy się na zabieg. Odradziła robienie zabiegu pod narkozą, dała numer do stomatologa który robi laserem ale najpierw kazała zrobić badanie słuchu żeby wyeliminować prze rozpoczęciem ćwiczeń z nią niedosłuch. Pod koniec maja byliśmy u laryngolożki w IMiD, która też nas skierowała na podcięcie, ale tym  razem odradziła laser, a poleciła zabieg normalny. Niedosłuchu dziecko nie ma. Żeby się uspokoić zapisałam się i do chirurga i do stomatologa od lasera. I tak -chirurg zapisał nas na zabieg, a stomatolożka opowiedziała jak wygląda zabieg laserem. Generalnie sam zabieg trwa chwilkę, najdłużej samo znieczulanie, bo smarują język żelem, potem nakłuwają jeszcze. rzeba dziecko trzymać, żeby się nie ruszyło, co by mu laser nie spalił więcej niż trzeba. Po laserze zostaje w jamie ustnej  ok 5-6cm rana oparzeniowa, która boli iponoć pierwsza doba PO nie jest łatwa do zniesienia. Powiedziała, że nie ma żadnej różnicy między laserem a zabiegiem mechanicznym , ale że nie ma sensu do takiej kosmetyki usypiać dziecka. Żaden zabieg nie daje stuprocentowej pewności, że będzie idealnie. Po każdym zabiegu trzeba chodzić do logopedy. na koniec odradziła zupełnie podcinanie. Kazała poszukać obrego logopedy, który zdecyduje się ćwiczyć nie juz "zrobiony" język ,co jest łątwiejsze, a pomoże wyćwiczyć język z za krótkim wędzidełkiem.Stwierdziła też, że tai zabieg lepiej wykonać u ciut starszego dziecka, które powie, że boli brzuch, że się kręci w głowie albo że mu niedobrze.
Co do nas, to pewnie zaliczymy jeszcze ilku lekarzy i pewnie wyjdzie na to samo jak byśmy poczekali i poszli później raz. Ale  chcę wiedzieć i nie zaniebać tego więc chodzimy.



niedziela, 5 sierpnia 2012

3 latka

Posiadanie  w domu przedszkolaka stało się faktem. Kubuś skończył 3 latka wczoraj. Nasuwa mi się od razu w pamięci moment jego narodzin i przypomnienie obchodów pierwszych  i drugich urodzinek. Pogoda była podobna, jak to w sierpniu - parówka.  Wczoraj zorganizowaliśmy urodzinki. W tej naszej ciasnocie nie było to łatwe, ale zależało mi na tym, żeby nas odwiedziła rodzinka, bo do dziecka łatwiej się zebrać wszystkim. No  i trzeba integrować obie rodziny w miarę, bo jak nie my to kto.  Wszystko odbyło się w niezłym tempie, przynajmniej dla mnie, bo kursowałam między kuchnią a pokojem, no i za szybko się  skończyło. Gdyby mieszkanie było większe, to by się goście mieli gdzie wylegiwać i relaksować. Obiad był raczej klasyczny, a tort wybraliśmy lodowy - na bezie z orzechami i malinkami.  Nam smakował :) Kubuś świeczkę "trójkę" z małą pomocą zdmuchnął, opluwając przy tym cały tort:) Dzieci, ogólnie czwórka, trochę się pobawiły, powazelinowały do Babć i Cioć, i się impreza zakończyła.Kubuś dostał głównie gadżety do swojego ukochanego Tomka, a mianowicie tory, pociąg i puzzle z Tomkiem, a do tego pieniądze, bluzeczki, dresy, puzzle, książkę z bajkami. Generalnie wydaje mi się, że to pierwsze Kubusiowe święto, gdzie dostał coś, co mu sprawiło niesamowitą radość. Do tej pory zabawki cieszyły najpierw nas, a on się uczył nimi bawić. Teraz wszystkie pociągi zrobiły  już po torach  więcej kilometrów niż nasz samochód
w tym roku:)
Bilans trzylatkowy zrobię w tygodniu, bo dziś ku rozpaczy byłam w pracy.Nie było w sumie tak źle, bo byłam służbowo na pikniku w Legionowie zorganizowanym przez Ministra Transportu. trochę popracowałam, trochę poleniuchowałam, poznałam parę nowych osób z mojego zakładu pracy, no i uścisnęłam rękę Ministra - chyba nie będę jej myła przez tydzień;) Taaaaki jest przystojny, no i modnie ubrany:)
Wróciłam do domu o 18, wyprzytulałam Kubusia, a teraz pędzę szkolić się w szachach. Kiepską graczką jestem, ale mężuś naszykował też piwko więc jakoś się zmuszę:)



środa, 1 sierpnia 2012

I znowu o języku

Zaliczyliśmy kolejnego lekarza w sprawie Kubusiowego wędzidełka i w sumie dalej nie wiem co zrobić. Rozmawialiśmy dziś z chirurgiem. Stwierdził, ze język do podcięcia faktycznie się nadaje. Wyjaśnił, jak będzie wyglądała nasza wizyta w szpitalu itp. ale porównać mechanicznego do laserowego zabiegu nie potrafił, bo w szpitalu lasera nie mają. W piątek idziemy jeszcze do stomatologa, który operuje laserem. Może on coś podpowie. Wtedy udam się jeszcze już sama do naszej logopedki i podejmę ostateczną decyzję. Ewentualny zabieg w szpitalu zrobią nam w październiku, laser byłby dużo szybciej. Już się pogubiłam w tych wszytkich opiniach. Chciałabym jak najlepiej, bo dobrze "zrobiony" język ma Kubusiowi służyć całe życie, a co człowiek to opinia. Może robię szum z niczego? Sama nie wiem.
W domu przygotowania do Kubusia urodzin. Przygotowania, a raczej fakt, że jakoś nie mam werwy do ich szykowania. Ludzi się zjedzie nawet sporo, a ja dalej nie jestem pewna co o tortu. Zakupy do (na szczęście) wybranego już menu też nie zrobione. Dużo pomogą mi Mama i SIostra, ale sama też muszę zacząć działać. A tu ochoty brak i już.

czwartek, 26 lipca 2012

Wycieczka i prawie kapitulacja

Do Centrum Nauki Kopernik próbuję się wybrać generalnie od momentu jak je otworzyli. Bez efektu niestety, bo zawsze jakoś nie po drodze. A to małe dziecko, a to za długie kolejki, a to czasu nie ma, a to za daleko. No i nie wiem kiedy w końcu nam się uda. A tu proszę, Kubuś wybiera się tam 9. sierpnia:) Okazuje się, że nasz żłobek a'la przedszkole organizuje dzieciom taki wypadzik. Bardzo się cieszę:)
I z innej beczki. Od około dwóch-trzech tygodni Kubuś śpi bez pieluchy w nocy. Nie jest tak wspaniale jakby się wydawało, bo minimum raz trzeba go było w nocy wysikać. Kupiłam podkłady, wysikuję go przed snem, wstajemy żeby go zaprowadzić na sedesik. Generalnie staramy się. Przez ostatnie trzy noce Kubuś zasikiwał siebie i łóżko niestety. Apogeum nadeszło, kiedy poprzedniej nocy dwa razy siusiał na sedes (poza tym przed snem) i dwa razy zasiusiał łóżko. My kompletnie niewyspani, bo przebiórki w nocy jednak trochę trwają. Wobec tego wczoraj wieczorem, jak zasnął, założyliśmy mu pieluchę. O 22 obudził się z rykiem  żeby mu ją zdjąć. Zdjęliśmy, bo co zrobić, jak inaczje spać nie chciał. Przyszedł do naszego łóżka. I co? Do rana się nie zesikał. I weź tu matko zrozum sswoje dziecko.

piątek, 20 lipca 2012

Szok w trampkach:)

Stwierdziłam, że juz czas zabrać się za kolejny etap podcięcia wędzidełka Kubusiowego. Pod koniec maja dostaliśmy skierowanie do chirurga w IMiD żeby ocenił sytuację co do plastyki tego wedzidełka. Laryngolożka zapewniła, że pośpiech niepotrzebny, więc spokojnie urlopowaliśmy, a potem ja przesiedziałam czerwiec w pracy.  Zadzwoniłam do poradni w IMiD wczoraj świadoma, że jakieś dwa miesiące poczekamy na wizytę. A tu surprise - wizyta 1. sierpnia:)

środa, 11 lipca 2012

Gaduła:)

Ku mojej uciesze EURO się skończyło:)  Idzie mi średnio, ale próbuję zregenerować siły.  Do końca lipca ani jednego weekendowego dnia w pracy! Jupiiiiii:D
Kubuś zaskakuje mnie każdego dnia coraz to nowymi tekstami, słówkami. Wprawdzie dalej nie mówi wyraźnie, ale my rozumiemy co najmniej 80% jego wypowiedzi. POdczas godzinnej wycieczki samochodem potrafi tyle razy zagadywać mnie w stylu: Mamusiu? Zobacz...... Mamusiu? Patrz się......... Mamusiu.... Dasz mi coś dobrego?...........   że zastanawiam się jak to możliwe, że jeszcze daję radę rozmawiać z kimś innym niż On:) Gaduła z niego straszna, ciekawe po kim.... :D Żłobkowa Ciocia wychwala, że grzeczny, że pomaga, że nie sika po majtaskach, ogólnie wydoroślał mi Syn:) Oczywiście "doroślenie" wiąże się też z jego natręctwem:)  Wczoraj obchodziliśmy sobie z mężem rocznicę ślubu cywilnego.W planach było winko, kolacyjka,wieczór we dwójkę wspominki. No i w sumie było, tylko trochę później:) Opiłam się wina, później piwa, zjadłam ulubioną kolację (bo makaronową) i nagadałam się z mężem przy świecach. Oby więcej takich wieczorów:)

piątek, 29 czerwca 2012

Pełna gotowość

Zestaw plażowicza dla Kubusia przygotowany.
Liczę, że jak już skończy się Euro to znajdę w końcu trochę wolnego żeby chociaż na jakieś przedpołudnie na plażę czy basen pojeździć.




Jak tak spojrzałam na ten zestawik, to się okazało, że wszystko jest z Lidla:) Kąpielówki kupione w zeszłym roku, siatkowe butki w maju w niemieckim Lidlu a "crocsy" z aktualnej oferty:)

środa, 27 czerwca 2012

Mądre Sówki

Oj, leci ten czas. Od poniedziałku Kubuś przechodzi do najstarszej żłobkowej grupy. Zostanie tam do ukończenia czterech latek, bo skoro nie dostał się do publicznego przedszkola, to nie będę mu teraz zmieniać otoczenia (nie wiemy gdzie uda nam się kupić mieszkanko). Ogólnie się ucieszyłam, bo Ciocia jeszcze podkresliła że jest za mądry do aktualnej grupy. Pewnie każdemu tak mówi, ale miłe to było. Oczywiście się zastanawiam jak się będzie czuł w z lekka nowym otoczeniu, nie u "Tygrysków" a u "Mądrych Sówek":) No i jutro musze koniecznie zapytać czy jego koledzy - współtowarzysze rozrabiania też zmieniają grupę teraz:)

środa, 20 czerwca 2012

Problemy, jak już są to się dwoją i troją

I kolejny ciężki tydzień. Mama w szpitalu na badaniach o czym dowiedziałam się zupełnie przez przypadek. Kubuś od wczoraj znowu na antybiotykach - kolejne zapalenie oskrzeli. Pediatra zasugerowała czy to nie alergia i to samo powiedziała moja siostra - mama dwóch alergików. Pożyczyłam inhalator, dziś będziemy uczyć się z niego korzystać:) Ogólnie wizja alergii lekko mnie przeraża, bo jakoś sobie wbiłam do głowy, że pod mamusinym parasolem udało mi się  ochronić Syncia przed tym ustrojstwem. A tu niekoniecznie.... No i jeszcze mam zapierdziel w pracy. Podsumowując, nie dość że na nic nie mam czasu, to moja głowa ciągle jest zaabsorbowana mało dobrymi myślami.

Aaa, i jeszcze moja siostra cioteczna powtarza dziś pierwsze usg ciążowe, bo na ostatnim nie było jeszcze serduszka.

sobota, 16 czerwca 2012

Brakuje czasu na wszystko i mój Syn jest NAJ :)

Czerwiec w domu  zaczął się dla mnie na tyle pracowicie, że czasu brak mi na cokolwiek. Wróciliśmy z urlopu 3-ego. Ogólnie było fajnie. Tydzień spędziliśmy u siostry męża w Niemczech, więc podpatrzyliśmy trochę jak się tam żyje. Poza tym braliśmy udział w uroczystości Pierwszej Komunii Świętej chrześniaka męża więc była okazja do porównań z naszym świętowaniem tego dnia.   Mimo wszystko jednak wydaje mi się, że najlepiej wypoczywa się na urlopie w wąskim gronie, tzn. nie u rodziny a z samymi sobą. Poza odpoczynkiem fizycznym wypoczywa też psychika całkowicie od rodzinnych problemów, spraw i plotek.
Moja orka zaczęła się po powrocie do pracy. Od czwartego czerwca nie dosypiam, wracam poźno do domu, mijam się z mężem, mało zajmuję synkiem, a a tą chwilę mam już prawie 40 nadgodzin.  A wszystko za sprawą EURO 2012. Nie dość że pracuję w W-wie gdzie jest najwięcej kibiców i najwięcej się dzieje, to jeszcze w służbach mundurowych które są zaangażowane bardzo mocno w tą imprezę, to jeszcze w logistyce, która musi najpierw wszystko zorganizować a potem to posprzątać (tak w skrócie:). No i mimo całej sympatii  i wielkiego patriotyzmu to mam już dosyć tego Euro. Marzę o lipcu kiedy będę się wysypiać i spędzać czas z rodziną a nie czekać na dzwonek służbowego telefonu.
Dostałam dzisiaj prawie polecenie, żeby napisać o Kubusiu w stylu: moje dziecko jest "NAJ", no to piszę:)
1. Po trzech tygodniach nieobecności w żłobku Ciocie zachwycają się nad zachowaniem Kubusia - jaki grzeczny, nie do poznania, no i ten stan trwa już dwa tygodnie:)
2. Nauka kultury nie idzie w las. Zna i stosuje Dziękuję, Proszę bardzo, Poproszę,  Nie ma za co,
3. Częto mówi do mnie Mamusiu co mnie uskrzydla niesamowicie:)
4. Od co najmniej tygodnia nie popuścił w gatki. ( dla mnie to sukces)
5. Bardzo lubi mi pomagać: nosić naczynia, pomagać w kuchni, w sprzątaniu, wieszaniu prania, noszeniu zakupów.
6. Na rowerku biegowym zasuwa szybciutko.
7. Gadułą jest niesamowitą, nawet jeśli  to co mówi jest dla mnie niezrozumiałe:)
No, na razie tyle:) A minusy w jego zachowaniu i byciu opiszę kiedy indziej:)

niedziela, 20 maja 2012

Dlaczego nie przepadam za politykami

Bo wszystkie ich działania mają przynieść korzyści tylko im.
Wczoraj służbowo byłam na otwarciu, kolejnym już zresztą, przystanku PKP W-wa Stadion.  Dworzec wraz z taborem na EURO miał zobaczyć premier. Jego przyjazd planowano między  10 a 12. Od 6 rano rozstawiano sprzęt, koordynatorka akcji latała jak w ukropie. Impreza generalnie była zamknięta, a zaproszenia dziwnym trafem dostały młode małżeństwa z małymi dziećmi. Od rana było zaplanowane jaką trasą przejdzie się premier, co zrobi, gdzie będą stali funkcjonariusze wszystkich służb. Jak już się pojawił, obskoczyła go grupa fotoreporterów. Nastepnie przy lokomotywie polskiej miejsce wokół niego zajęli Ci zaproszeni goście, a Panie z Kancelarii Premiera podsuwały w pobliże jego osoby dzieci, coby sobie z nimi pogawędził przed kamerami. On strzelał usmiechami na prawo i lewo, przeszedł się na drugi peron, nic sensownego nie powiedział i pojechał na Okęcie. PR bardzo udany. Generalnie TV pokazała malutkie urywki ze spaceru po peronie, który poza reklamą własnej osoby, przyniósł tylko koszty imprezy  rozliczone między podatników .Pierwszy raz widziałam jak takie akcje wyglądają od podszewki i się zniesmaczyłam.

czwartek, 17 maja 2012

Uff, wolne

Kubusiowi w moim mniemaniu się polepsza. NIe kaszle już w nocy, w dzień coraz mniej. Pilnujemy opukiwania, godzin przyjmowania antybiotyku, więc mam nadzieję, że jutrzejsza kontrola będzie formalnością.
Mężuś wyjechał dziś na pogrzeb, bo zmarł teść jego siostry, więc ja załatwiłam sobie wolne i leniuchujemy z Kubusiem. I dobrze nam:) Wygłupom nie ma końca, a ja odpoczywam psychicznie od pracy. Bardzo się cieszę na nadchodzący urlop, bo chyba zaczynam fiksować. Muszę się odmulić i to zdrowo, a że trochę będziemy poza granicami kraju, to tel. służbowy zostanie w domu. Ostatnio wybudziłam się w nocy i ne mogłam zasnąć przez dwie  godziny, bo natłok myśli na temat ilości rzeczy, które mam do zrobienia następnego dnia w pracy, zupełnie nie sprzyjał zaśnięciu. Więc wzięłam sobie telefon i w kalendarzu zapisałam sobie całą listę rzeczy do zrobienia, żeby uwolnić mózgownicę i zasnąć w końcu

poniedziałek, 14 maja 2012

No i szpital w domu

Kubuś ma zapalenie oskrzeli. Kilka dni kaszlał "na mokro", dostawał leki wykrztuśne, a jak dziś go wzięłam do lekarza, bo jakoś za długo to przeziębienie trwało, to się okazało, że ciekawie nie jest. Dostał Klacid na 8 dni, syropki, osłonę, zakaz słodyczy i konieczność ograniczenia produktów mlecznych.W związku z tym, że to mój mąż ma w tym momencie lepszą sytuację w pracy jeśli chodzi o nawał roboty i czujne oko szefów, a tym samym pójście na L4, to on spędzi z Kubusiem resztę tygodnia. No a od poniedziałku to obydwoje mamy dwutygodniowy urlop. W planach daleki wyjazd, wizyta u laryngologa, więc muszę dbać o mojego Skarbusia, żeby nam szybko wydobrzał.

czwartek, 10 maja 2012

Kocham Cię

Doczekałam się i ja:)
Kubuś kilka dni temu pierwszy raz wyznał mi świadomie miłość. Oczywiście się rozczuliłam, no a potem pękałam z dumy, bo Mężuś to słyszał, więc wiadomo że nie ściemniałam:)

poniedziałek, 7 maja 2012

Papużko, papużko powiedz mi co na uszko.......

Tak, tak. Od kilku dni mam wrażenie jakbym w domu miała papugę. Kubuś się rozgaduje coraz bardziej i powtarza, mniej lub bardziej udolnie, wszystko co usłyszy. Ta jego mowa nie jest idealna i sporo jeszcze się musi uczyć ale i tak jestem zachwycona:) Najbardziej śmieszy mnie jego monolog, gdzie coś tam prawi niezrozumiałego po swojemu a na koniec pyta: Wiesz o tym mama? :)

czwartek, 3 maja 2012

Ot, się zepsuło

Majówkę rozpoczęliśmy od  zepsutego alternatora. Jak zobaczyłam, że w trasie po kolei gaśnie nam tablica rozdzielcza, radio a samochód nie ma siły na małych obrotach, to dowiedziałam się przynajmniej do czego służy ten magiczny sprzęt:) I tak po dojechaniu do mojej mamy wsiadłam w pociąg, wróciłam do mieściny i zakupiłam ten alternator a potem wracałam z balastem autobusami i pociągiem. Jutro z rana jakiś znajomy wcale nie elektryk a mechanik ma nam ten alternator wymienić. Oby mu się udało, bo inaczej nie pojedziemy dalej, a w planach mamy jutro m. in. odbiór paszportu Kubusia.
Od niedzieli wieczora do środy po południu spędziłam w pracy 32 godziny, dlatego liczę, że przez ten długi weekend wypocznę troszkę:)

wtorek, 24 kwietnia 2012

I po marzeniach.....

Dwie rzeczy mi dziś nie dają spokoju.

Kubuś nie dostał się do żadnego z publicznych przedszkoli. Moje rozżalenie z tego powodu jest całkiem spore, bo dalej utwierdzam się w przekonaniu, że mi się miejsce tam należało. Wyobrażałam sobie, że na 1 września wezmę wolne, bo odbędzie się z naszym udziałem  Rozpoczęcie przedszkolnego roku. Niestety.   Nie wiem jeszcze jak to zrobimy, ale prawdopodobnie Kubuś zostanie w żłobku do którego chodzi. To jest tzw. opieka dzienna - do 4 roku życia, więc rok bez problemu może zostać.

Według moich wyolbrzymionych marzeń (optymistka:)  powinnam maksymalnie teraz zajść w ciążę, żeby różnica między moim Muminkiem a młodszym maluchem była max 3,5 roku, czyli wg mnie w górnej granicy normy. No niestety, ciąża  aktualnie nie jest mi wskazana - umowę na czas nieokreślony podpisuję dopiero w listopadzie, a w pierwszej połowie przyszłego roku chcemy załatwiać sprawę naszego pierwszego M.

Pomarzyć dobra rzecz.... :)

niedziela, 22 kwietnia 2012

Faktycznie życie do góry nogami

Dzisiejsza niedziela miała być super dniem spędzonym we trójkę, pełen relax itd. Mimo, że ja na noc do pracy, to  w planach miałąm spacerkowanie, zabawy i wspólne spędzanie czasu. No i niby tak było, ale to zdecydowanie nie był Kubusiowy dzień. Zaczęło się od odmowy zjedzenia kaszki, którą je codziennie z apetytem. Pochlipał parę łyżek płatków z mlekiem i na tym śniadanie zakończył. Kolejno wylał herbatę na stół, dostało się nawet talerzykowi z wędliną. Na 10:00 wybraliśmy się do kościoła. NIestety, o jakiejś 10:10 krew mnie już zalewała, bo wyskoczył z wózka i  zaatakował konfesjonał - folijki chroniące księdza przed wyziewami ludzi, schodki do klęczenia, steropianik na księdzowym siedzisku, po czym zaczął się wydurniać, wyć, zawodzić, a jak po cichu mu powiedziałam, że jest niegrzeczny, to stwierdził, że to ja jestem niegrzeczna. Wysłałam go z Tatą na dwór. Tam się wyhasał, więc Tatuś wiele z mszy nie wyniósł. Przed spaniem zjadł jogurt, więc wg mnie za wiele się nie najadł. Po 1,5h spania odmówił zjedzenia zupy, drugiego dania. Ze względu na mój pracujący weekend naszykowałam na dwa dni kotletów mielonych, które moi mężczyźni lubią - wczoraj zjadł z apetytem, dzisiaj stwierdził, że nie lubi. Ciśnienie mi się podniosło. Zakomunikowałam, że jesli nie zje obiadu, to my rodzice sami pójdziemy na dwór, a on zostanie sam w domu. Nie przejął się zbytnio, ale stwierdziłam, że pęknie jak zobaczy że faktycznie wychodzimy. O ironio, jak ja nie znam swego Syna! Ubraliśmy się, pożegnaliśmy i wyszliśmy z domu, a  on nawet nie jęknął. Kopary nam opadły i zaczęliśmy się zastanawiać co robić. Staliśmy pod drzwiami jak kretyni i śmialiśmy się z samych siebie:)  Nie usłyszeliśmy oczekiwanego płaczu, zawodzenia ani próby otworzenia drzwi. Po 10 minutach weszłam zobaczyć co się dzieje. Siedział sobie na łóżku, wrawdzie minę miał średnią, ale przejęty to raczej nie był. zapytałam czy jednak chce iść na dwór. Chciał, ale obiadu odmówił. Wyszliśmy znowu sami. Dobrze, ze było ciepło, bo wtedy to by była jeszcze większa porażka:) Po paru minutach skapitulowałam  - wróciliśmy, przymuszenie do zjedzenia obiadu efektów nie przyniosło, więc poszliśmy na ten dwór - Kuba na głodniaka. Poszliśmy do lasu, Kubuś na rowerku. W pewnym momencie zechciał odpocząć od jeżdżenia i sobie pochodzić. Wzięliśmy rowerek a on sobie poszedł prosto do wielkiej błotnistej kałuży i pochlapał sobie nogami. Ekstra. Normalnie ryczeć mi się ze złości chciało. No ale trudno, jakoś to doczyszczę. Zaczęliśmy się z mężem  wygłupiać i rzucać w siebie małymi suchymi patyczkami. Fajnie było do czasu. Szkoda tylko, ze to zawsze ja jestem pokrzywdzona. Mój małżonek rzucił we mnie szyszką i trafił w skroń. Nie chciał, ale boli do tej pory pod dotykiem. Odechciało mi się spacerów, ciepłej niedzieli i w ogóle wszystkiego. Wypiłam kawę i prawie z przyjemnością pojechałam do pracy. A teraz "pracuję" za biurkiem, bo mam chwilowo papierkową robotę. Ot, taka to dzisiejsza niedziela u nas.

środa, 18 kwietnia 2012

Biegowo-rowerkowo

O ile na początku tej niby wiosny Kubuś wcale nie pałał wielkim entuzjazmem do rowerka biegowego, bałam się nawet, że to był zły pomysł z jego kupnem, o tyle teraz bardzo go lubi. Nie jest jeszcze specjalistą, ale z każdym dniem radzi sobie lepiej. Ku rozpaczy mojej  i moich stóp wymyślił sobie, że po mieszkaniu też można jeździć rowerem. A że rower stoi na widoku, to wykorzystuje to dosyć często. No ale ilekroć jedzie po naszym wieeeelkim mieszkaniu to najeżdża mi na nogi, a po chwili pyta: Boli noga? :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Cofka?

Do preferowanego przedszkola niestety się nie dostaliśmy. Chcę się jeszcze odwołać, ale wątpię czy coś to da.

Kubuś ma jakąś cofkę w siusianiu (MIA - łączymy się,  chociaż u Was to taka chwilowa niemoc:).   Do tej pory, odkąd rozstaliśmy się w dzień z pieluchą, byłam zachwycona bo na żadne wyjście nie brałam zapasowych  majtasków. Ładnie wołał, wytrzymywał, jeśli łazienka była dosyć daleko. Zasypia bez pieluchy (dopiero później mu ją zakładam) i w zeszłym tygodniu dwa razy "myślał" że pieluchę ma i się zesiusiał. Zdarza mu się też popuszczać po parę kropel, czego do tej pory od września nie było. Mam nadzieję, że niedługo wróci do poprzedniego stanu w tej kwestii:)

wtorek, 3 kwietnia 2012

W pracy mam w tym tygodniu  tyle roboty  że już nie wyrabiam, więc wlaśnie strajkuję i odpoczywam chwilowo.  Wczoraj padłam podczas oglądania Listów do M. a było dopiero po 21 chwilę. Święta blisko, a ja mam sajgon w domu, rzeczy na wyjazd nie zaczęłam jeszcze szykować, idzie mi wszystko jak po grudzie jakoś. Z pozytywów to zaliczyłam wizytę u fryzjera w końcu i nie przypominam już czarownicy:)
Kubuś kochany. Jest żłobkowym maniakiem, co jak wiecie znacznie ułatwia rozstania i oszczędza mi czasu rano, kiedy spieszę się do pracy. Rozbieramy się, daje mi buziaka i bez mrugnięcia okiem pędzi do Cioci. Po powrocie a liście zabaw są ostatnio z reguły puzzle albo ciastolina. Co do ciastoliny, nie testowałam wielu, ale przed Play Doh mieliśmy jakąś ciastolinę innej firmy, z marketu. Po ok dwóch tygodniach używania zaczęła się tak lepić do skóry, że szybko się jej pozbyłam. Play doh lepimy już od grudnia i jest ok:)
W domu stałam się rozjemcą nr 1 w relacji Tatuś - Synek. Generalnie mój mąż uwielbia się bawić z Kubusiem, chętnie spędza z nim czas, czyta wieczorem bajki, jest świadomy, że Synek go ubóstwia itd. ale jakby nie było to Ojciec i chciałby żeby wszyscy wiedzieli kto stadem rządzi:) No więc, jak kże młodemu coś zrobić albo odmawia mu czegoś to nie próbuje dojść do kompromisu tylko stawia na swoim głośno i stanowczo. Młody wtedy przybiega do mnie z płaczem (rykiem raczej), a ja muszę wytłumaczyć mu co Tatuś miał na myśli, co trzeba zrobić i jak będzie najlepiej. Nie neguję zdania męża, ale osiągam ten sam efekt spokojną mową i negocjacjami. Tatusiowi tłumaczę, że jak dziecka nie podejdzie odpowiednio to nic nie wskóra. Oby zrozumiał, dla jego dobra:)

sobota, 24 marca 2012

Logopeda

Logopeda zaliczony. Pani ta sama, bardzo miła i z odpowiednim podejściem do naszego Cwaniaczka. Nie był zbyt chętny do wykonywania poleceń, więc przekupiła go prezentami, tym razem były to słomki. Nie wiem co jest ciekawego w bladych, kremowych słomkach (nawet bez harmonijki :) ale Kuba był zachwycony i cel został osiągnięty:) Logopedka wypytała o zmiany od ostatniej wizyty. Powiedziałam, że Maluch chce dużo mówić, powtarzać, że łączy wyrazy w proste zdania, ale drogą na skróty, bo wypowiada początki lub końcówki wyrazów.  O dziwo nie usłyszałam że to normalne, że duży skok w tej kwestii poczynił, że fajnie że tyle mówi, ale że generalnie jak się nie poprawi to czekają nas zajęcia z regularnymi ćwiczeniami od lata. Chodzi o to że ok. 3-go roku życia Kuba będzie bardziej chętny i skupiony na wykonywaniu zadań. Poza tym, wcześniej mamy zrobić  badanie słuchu, w celu wykluczenia bądź wykrycia ewentualnego niedosłuchu, który jeśli jest powoduje, że Kuba powtarza tylko część wyrazu,  bo tyle słyszy. Mam nadzieję, że żadnego niedosłuchu nie ma. W sprawie pionizowania języka nie jest najgorzej, bo Kuba wymawia "l" ale nie jest to idealne. Więc wystarczy popracować i będzie ok.
Po cichu liczę, że Kubuś rozwinie się z mową na tyle, że będziemy tylko ćwiczyć język po zabiegu, bez konieczności regularnych wizyt u logopedy, ale tego nie wie nikt.
Po omówieniu wszystkiego co związane z mową lekarka przeszła do badania języka. No i tu od razu stwierdziła, że do podcięcia wędzidełko się kwalifikuje.Powiedziała, że na w tym momencie jest przyrośnięte na tyle, że maluch może mieć problemy z literami sz, cz dż, no i oczywiście r.  Ja trzymałam malucha na kolanach, więc pokazała je mojemu mężowi, który oczywiście przytakiwał, że wie o które miejsce przyrośnięcia jej chodzi:) Uzgodniliśmy, że po badaniu słuchu zdzwonimy się z poradnią, zdecydujemy gdzie będziemy podcinać wędzidełko i ustalimy terminy. Najlepiej podciąć  nam będzie około czerwca -  lipca, bo wtedy po zabiegu będziemy jednocześnie ćwiczyć język dla lepszej mowy i usprawniać go po zabiegu.

piątek, 16 marca 2012

Czaruś u lekarza

Wczoraj zaliczyliśmy szybką wizytę u pediatry, bo minęło już pół roku od ostatniej wizyty u logopedy. Umówiłam nas zaraz po otrzymaniu skierowania i ku memu zaskoczeniu wizytę mamy JUŻ za tydzień :) Ciekawa jestem bardzo co zostanie postanowione w Kubusiowej kwestii. Mam świadomość, że nie ćwiczyliśmy tyle, ile było trzeba. A to brak czasu, trochę lenistwo, no i pacjent niecierpliwy. Zresztą, nawet na wizycie we wrześniu, uświadomiłam logopedkę, że ćwiczenia trzy razy dziennie nie będą częste, bo jak to zrobić, jak się oddaje dziecko do żłobka o 6:30 a odbiera ok 16:00? Rano zawsze czasu brak, zostaje popołudnie i wieczór. Może wielkiego ochrzanu nie dostaniemy:) Nie będę na pewno męczyć już logopedki pytaniami o mowę Kubusia. Kubuś już zaczyna składać zdania, tyle że tylko my je rozumiemy na razie, więc po prostu jest przypadkiem z tzw. "ciężką mową"
Kubuś jak chce to jest złośnikiem niesamowitym, ale że dziecko nie w ciemię bite, to wie kiedy czarować może, a i powinien. Wczoraj jak zaraz po mnie powiedział pielęgniarce dzień dobry ( coś w stylu "Bobi" :) ), to Ta  po chwili prawie leżała z nim na podłodze w poczekalni i podziwiała jego samochody, zasłuchując się  w język ZuluGula.  Jak zobaczył pediatrę, to wpadł w stres, na pytanie z kim przyszedł, pamiętał oczywiście tylko o Tacie, ale do widzenia po swojemu powiedział:)

środa, 14 marca 2012

Rekrutacji do przedszkola ciąg dalszy

Na trzy przedszkola publiczne w naszej mieścinie, tylko jedno niestety jest czynne od 6:30, reszta od 7 więc jakby Maluch dostał się jakimś cudem do któregoś z tych dwóch to musiałabym nieźle kombinować ze zmianą godzin pracy, żeby wszystkim pasowało.

Dzisiaj rozmawiałam z jedną z Cioć ze żłobka, jej mąż pochodzi z miasta w pobliżu mojego rodzimego  :)  Mają dwoje dzieci. 4-letnia córcia się ostatnio nie doastała do publicznego a jak wczoraj zanosili papiery bo mają tez dwulatka, to pani z sekretariatu, jakaś tam znajoma, uświadomiła ich, że u 3-latków miejsca to już prawie zajęte przez dzieci "plecaki"....

Ale żeby nie było tak źle, urzędnicy  w naszej gminie uradzili, że osobą samotnie wychowującą dziecko jest osoba, której partner nie żyje; siedzi w więzieniu; nie uznał ojcostwa, albo został pozbawiony przez sąd władzy rodzicielskiej (rozwodników na tej liście nie ma), co uważam nawet  za sprawiedliwe, acz kontrowersyjne. Ciekawe tylko jak praktyka wygląda.

środa, 7 marca 2012

Wakacje u Babci

Kubuś pierwszy raz był całkiem sam u mojej Mamy od niedzieli do wczoraj. Stresowałam się, bo wiem, że miewa humorki, wstaje w nocy, marudzi przy wieczornym zasypianiu.  No ale mus to mus. Z tego co wiem zbytnio nie przejął się naszym wyjściem  w niedzielę i dalej trajkotał po swojemu wprawiając w zdziwienie Babcię i Ciocię. No i generalnie miał tam niezłą sielankę przez cały pobyt, jak to u Babci. Na życzenie spał z Babcią, muzyki słuchał kiedy chciał, wieczorne czytanie "jednej" bajki ciągnęło się przez godzinę. Żyć nie umierać:) dodatkowo zaliczył kilka spacerów,  fryzjera i  wizytę na chałupkach, bo przecież Babcia musiała się nachwalić wnusiem. Także, dla obojgu ten pobyt wypadł na korzyść, dobrze, że nie był zbyt długi, to Babcia nie opadła z sił, a ja nie uschłam z tęsknoty:)
Siostry i bracie, teraz Wasza kolejka:)

wtorek, 6 marca 2012

Kubeł zimnej wody, czyli wizyta w Przedszkolu

Zgodnie z zapowiedziami, w piątek wybraliśmy się z mężem po kartę zgłoszeniową dla Kubusia do pobliskiego przedszkola. Złożymy do wszystkich publicznych do jakich możemy w mieście, ale najbardziej oczywiście zależy nam na tym najbliżej. Jest nowe, ładnie wyposażone, plac elegancko zabezpieczony, duży plac z mini placami zabaw na dworze. Mimo, że miałąm świadomość, że raczej się nie dostaniemy (obydwoje z mężem pracujemy), to gdzieś tam tliła się iskierka nadziei. No bo zarobki niewielkie, podatki płacimy, chcamy opieki całodziennej, rozliczamy się tutaj i tak dalej.  Jednak Pani w sekretariacie skutecznie ostatnią iskierkę ugasiła. Po pierwsze: warunki spełniawiększość zgłoszeń. Po drugie: jest mnóstwo chętnych. Po trzecie: pierwszeństwo mają pięcio  i sześciolatki, gdyż nie wszedł jeszcze obowiązek szkolny ( a myślałam że to będzie z korzyścią dla nas). No i po piąte: następne w kolejności są dzieci wyznaczone z regulaminu, czyli samotnie wychowywane, w rodzinach zastępczych, z niepełnosprawnością.  I tak, zaczynam się rozglądać za prywatnym przedszkolem :( A dla konkluzji, jak wychodziliśmy to pod przedszkole podjechał tatuś  z cótrką pięknym Jaguarem. I weź matko, chciej pracować, jeśli Twoja pensja pójdzie na przedszkole. Równie dobrze mogłabym zajmować się Kubusiem w domu.

czwartek, 1 marca 2012

Wróciłam:)

Jestem, jestemJ  Mimo chęci nie miałam jak pisać, ale o tym niżej.
Kurs zaliczyłam PRAWIE śpiewająco i 22 lutego wróciłam do domu. Czas poświęcony na naukę nie okazał się daremny. Może nie jestem specjalistką, ale broń nie budzi już we mnie przerażenia, a i liznęłam trochę technik obrony, które choć po trochu w głowie zostały.  Po wypakowaniu wszystkich rzeczy okazało się, że zaginął mi kabel do kompa. Myślałam że zostawiłam go w Siedlcach, ale Mama, która tam była, nie znalazła go. Tak więc, czeka mnie kupno kolejnego zasilacza, bo nie dalej jak w styczniu kupowałam nowy, bo stary się zepsuł.  Tak więc z netu korzystam w wolnej chwili w pracy, a że jeszcze nie mam swojego kompa, to nie jest to zbyt częste.

 Chłopaki ucieszyli się z mojego przyjazdu, ale mam świadomość,  że dobrze sobie beze mnie radzili. Biję pokłony do męża, który przez dwa miesiące we wszystkie dni podczas tygodnia pracy sam zajmował się Kubusiem. W weekendy pomagałam ile mogłam, ale i tak jestem z niego dumna. Dziękuję Kochanie!  Tym sposobem chwilowo zafochowane były obie Babcie, ze wnusio do żadnej nie dojechał. Ja byłam skora oddać go na kilka dni, żeby i mąż odsapnął, ale wolał zajmować się maluchem niż siedzieć sam w domu, więc został.  

W Kubusiu podczas trwania mojego kursu zaszło sporo zmian. Nie widziałam go co najwyżej 5 dni przez te dwa miesiące, a i tak widziałam, że mi rośnie SynekJ Nauczył się wypluwać wodę po opłukaniu ust  podczas mycia zębów – zdarza się jeszcze że łyknie wodę czy pastę, ale nauka poprawnego płukania sprawia  mu ogromną radochę, więc próbujemy.  Słówek w słowniku ma coraz więcej, wszystko chce powtarzać, ale z reguły są to końcówki lub początki sylab, więc nie jest łatwo go zrozumieć.  Nie nadążam z zapewnianiem mu nowych puzzli, bo sprawnie mu idzie zapamiętywanie i potem układa już z pamięci. Ja zacieram ręce z nadzieją, że za kilka lat będziemy wspólnie układać większe ilościJ Codziennie minimum raz słuchamy Arki Noego. Mamy jedną ich płytę, tą pierwszą, no i się dziecko zakochało. Nieważna są bajki, zabawa, zaraz po przyjściu ze żłobka płyta idzie w ruch. A nam już uszy więdnąJ Sieje je Sieje je Sieje jee J A z drugiej mańki to Kuba zrobił się buntownikiem i szantażystą do granic możliwości.  Wszystko ma być tak jak on chce, wymusza płaczem, najlepiej żeby mu dać miskę słodyczy, puzzle, piloty tv i trochę picia –  i my już będziemy niepotrzebni. No chyba, że do wysmarkania nosa ( Mama! Lila mam!) Odpieluchowanie na tym samym etapie – w domu używamy pieluchę tylko na noc i całe szczęście, bo rano jest pełniusieńka. W żłobku niestety ciocie zakładają mu pieluchę na sen w ciągu dnia, bo jak mówią mimo „wysadzenia” sika podczas snu. Niech będzie. Zastanawiam się tylko czy zdążymy z odpieluchowaniem do czasu pójścia do przedszkola?

No właśnie, przedszkole. Dziś rusza rekrutacja do publicznego przedszkola u nas. Wygląda to tak, że bierze się kwestionariusz i   do 31 marca składa  razem z papierami.  My wybieramy się jutro, bo kwestionariuszy wcześniej nie można było pobrać, dowiemy się więcej konkretów i zobaczymy czy coś z tego wyjdzie. Chciałabym, bo godziny otwarcia nam odpowiadają, przedszkole jest blisko domu, rok temu wybudowane, terenu zielonego sporo, no i oczywiście bez względu na cenę, taniej niż w prywatnym.

Cwaniaczek Kuba:
Kubusiu ile masz latek?
- Yyyy, duzio!

 JJJ

wtorek, 31 stycznia 2012

Siedlce

Ludzie tu mili,  przynajmniej Ci których znam i Ci, których pytałam o drogę:)
Zima sroga - wszyscy chodzą okutani w grubaśne rzeczy tak, że prawie nie widać im twarzy. Dziś widziałam mężczyznę reanimującego swoje auto  - wdmuchiwał powietrze w auto od strony drzwi kierowcy, bo zamek odmówił posłuszeństwa. Mimo prawie 20 stopni mrozu uśmiech pojawił się na mej twarzy, bo ciekawie to wyglądało:) W second handach ceny dużo bardziej korzystne:) Nie byłam jeszcze w tym,  o którym trąbią wszyscy, bo ciągle mi ten kawałek miasta nie po drodze, ale na pewno jeszcze zawitam. Wykładowcy na zajęciach różni, jedni ciekawi a inny przynudzający do potęgi entej. Techniki interwencyjne jakoś mi idą, ale orłem nie jestem, a obrona przed nożem to moja pięta achillesowa. Połowa kursu minęła i już czuję na karku oddechy egzaminatorów. Ciężko się tylko zmobilizować do tej nauki:)

czwartek, 26 stycznia 2012

A jednak tęskni...

Wczoraj Kubuś za nic nie chciał wyjść ze żłobka, jeśli nie ubierze go Mama. Nie dwie Ciocie, nie uwielbiany Tatuś. Tylko Mama. No i wyszedł z wielkim płaczem. Serce mi się kraje w takich momentach. Pocieszam się, że to już półmetek, ale jeszcze miesiąc przede mną.
Całe ręce mam w siniakach, na nogach też ich nie braknie, odgnioty na kolanach, ciekawe co mężuś powie jak mnie zobaczy jutro:) Ale za to satysfakcja po zglebieniu faceta - nieoceniona:)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Która bura na cykutku?

Podróże kształcą:) Poznawanie mentalności  20 osób z różnych rejonów Polski sprzyja rozwijaniu znajomości, wiadomości o życiu gdzie indziej, a mimo to w Polsce, no i uczy nowych języków. Dzisiaj hanysowy język:)
Tak więc jak w tytule: Która godzina? :):)

czwartek, 19 stycznia 2012

Zrelaksowana Mama, szczęśliwe dziecko:)

Jak się psuje, to wszystko naraz. Zaczęło się od prostownicy, która jeszcze nie wylądowała w jakimś serwisie, potem samochód, a teraz dwa kompy. W jednym tylko zasilacz, zakupiony już zresztą, a co do drugiego to nawet najstarsi górale nie wiedzą co. I minęł mi  najpierw tydzień bez kompa i dostępu do sieci, a teraz mija mi tydzień bez czasu na siedzenie przy nim. Szkolenie w pełni, wracam codziennie pod wieczór z wywalonym językiem i bez chęci na cokolwiek, a tu nauki coraz więcej. Poza tym, prawie codziennie mam dwugodzinny trening na sali więc troszeczkę, na chwilę, poprawia się moja kondycja. Wczoraj odbyłam obowiązkową, nieuniknioną i fajną integrację z moją grupą szkoleniową. Piwo lało się strumieniami, ale nie dziwne  - 19 facetów i 3 kobiety - żeby nie leżeć pod stołem po godzinie wyrobiłyśmy własne tempo. Ucieszyło mnie to wyjście, bo ogólnie rzadko mi się to zdarza, a się należy w końcu. Zrelaksowałam się, pośmiałam, no i poznałam bardziej swoich towarzyszy niedoli:)
A Kubuś? W ciągu tygodnia na spokojnie o mnie zapomina, co w sumie odbieram jako pozytyw. NIe stresuje się, że mamy nie ma, tata pod nosem, a ja spokojnie się szkolę. Rozmawia ze mną chwilkę przez telefon, ale standardowo woli lepić plastelinę, niż prowadzić dialog z mamusią. A w weekendy..... W zeszły piątek Kubuś w pierwszej chwili mnie nie poznał jak go odbierałam ze żłobka.  Potem  za to nie odrywał się ode mnie, więc weekend był pod hasłem: Mamusia jest najlepsza a Tatuś może nie istnieć. SPędziliśmy we trójkę superaśny, wspólny weekend wykorzystując maksymalnie każdą chwilę na bycie razem. W niedzielę mimo Kubusiowego przeziębienia wybraliśmy się na krótkie dotlenienie, a że padał śnieg to padło na sanki. Byłam w szoku, że Kubuś pokochał zjeżdżanie z górki i wożenie go. Jak dziś pamiętam poprzednią zimę, gdzie bałam się wziąć młodego na sanki, bo po chwili sam schodził i musiałam nieść sanki, a jego pilnować.    A tu proszę, po moim powrocie zabierzemy się intensywnie za szukanie przedszkola dla mojego Małego Chłopczyka:) A jutro znowu do domku, jupiii!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Słomiana wdówka wyjechana

Kubuś powiedział mi dziś "ceść mama", po swojemu,  że lepi plastelinę, a po chwili  pożegnał się "papa" i buziakiem. No i to ma mi wystarczyć do jutra. Na dodatek jest mocno przeziębiony, a ja tu siedzę sama i zastanawiam się czy na pewno dostał wszystkie leki, czy buzię ma nasmarowaną kremem, no i czy zjadł kolację. Tak, tak, ja kocham swojego Męża i  mu ufam, ale kto jak nie Mamusia zrobi wszystko najlepiej? :)
Muszę zacząć ćwiczyć pompki, ale moje ciało nie jest w stanie napiąć się na tyle, żeby udźwignąć w tym samym momencie głowę, plecy i tyłek. Jak to zrobić? Nie mam pojęcia. Na dodatek wróciłam po dwunastu godzinach i nic mi się nie chce. Zaraz będę próbować, tylko może najpierw spiszę testament bo z moimi zdolnościami to nigdy nic nie wiadomo:)

niedziela, 8 stycznia 2012

O wszystkim i o niczym

Wróciłam po detoksie:) Tydzień bez korzystania z zinternetu za wyjątkiem strony pkp i banku. A w sumie to tylko dzięki temu, że w końcu mam czas, zbyt wiele czasu i kompa obok. Ale po kolei. Święta minęły nam miło i rodzinnie. Trochę mniej jeździliśmy po rodzinie, więc dłużej siedzieliśmy w jednym miejscu, co i na Kubusia wpłynęło pozytywnie i nie odreagowywał zbytnio stresu. Dostał fajne prezenty i teraz minimum raz dziennie układa wszystkie proste puzzle, które mamy w posiadaniu i obowiązkowo ugniatamy ciastolinę Play-Doh. Generalniepolega to na tym, że Kubuś wyciąga jeden kolor ( bo mamy ich 20 łącznie ze złotym i srebrnym:) kroi go nożem, tnie nożyczkami na swój sposób, robi węże albo odciska ze stempli zwierzątka. Potem stwierdza, że "staci", chowa jeden kolor i dopiero wtedy następny wyciąga, co mi się bardzo podoba:) Sylwestra spędziliśmy u mojej siostry ciotecznej. Kubuś naśladował każdy ruch starszej o niecały rok i większej o półtorej  głowy siostrzyczki Ali. Była tochę zdziwiona, że ciagle za nią łazi, ale ładnie się bawili czerpiąc obopólne korzyści. Wpadłam w zachwyt słysząc jak Alunia śpiewa mi kolędy mówi wierszyki albo opowiada, że ona jest dziewczynką, bo ma "psipsię" a Kubuś jest chłopcem, bo ma "siusiaka" :)  W Nowy Rok, jak wróciliśmy do domu, to Kubuś zapominał, że znowu jest jedynakiem i wszystko chciał robić z "Alom" nie rozumiejąc, że Ala została z rodzicami.
Od 3 stycznia zaczęłam kurs, który ma pomóc mi w robieniu pracy tego, co zamierzałam podczas zatrudniania się. Trwa do 22 lutego i jest 100 km od naszej chałupki, a ze względu na słabe połączenia zdecydowałam się nie dojeżdżać codziennie, a zamieszkać chwilowo w Siedlcach.  I tak, przez ostatni tydzień dojeżdżałam, a dziś piewrszy raz nocuję sama w wynajętym mieszkaniu. Generalnie, to odzwyczaiłam się od mieszkania w bloku. Słyszę ciągle jak coś stuka, ktoś chodzi po klatce, gada, czuję jak palą gdzieś na klatce albo w którymś z mieszkań. Poza tym, już dawno nie siedziałam sama. Podczas wypakowywania rzeczy gadałam do siebie, nie wiem co zrobić z czasem, bo do tej pory każdy wieczór to zajęcie się Kubusiem, potem szykowanie rzeczy  i wieczór z mężem.. Tęsknię już bardzo za moimi mężczyznami! Popłakałam sobie w ukryciu po długim pożegnaniu z Kubusiem. Ostatnio wygłupiamy się podczas przytulasków i pokazujemy sobie nawzajem, gdzie to drugie ma nas pocałować. No i tak obcałowujemy sobie całe twarze:)
Jako że zaczął się Nowy Rok to jak każdy przypominam sobie, co zdarzyło się w tym poprzednim. Staram się nie patrzeć na minusy, które oczywiście są, zauważając pozytywy.
Obydwoje z mężem zmieniliśmy pracę, ja po przerwie od urodzenia Kubusia po prostu do niej poszłam,zmieniając wybór w listopadzie,  mąż po wypowiedzeniu,   którym go zaszczycono w poprzednim zakładzie.
Kubuś stał się małym rezolutnym chłopcem, który  pożegnał się ze smoczkiem, z butelkami, a w październiku z pieluchą ( pielucha towarzyszy mu w nocy, ale jak dla mnie tylko, a nie aż w nocy).
Z pierwszych, raczej niechlubnych razów to mogę wyliczyć jeszcze pierwszą bajkę tv, do której sama, o zgrozo, go przekonałam czy pierwszą parówkę....
Poza tym poszedł do żłobka, dzielnie i bez większych histerii znosząc rozłąkę z rodzicami.
Generalnie, nie moge narzekać, mam męża, który mnie kocha, wspaniałego Synka, cóż więcej mi potrzeba?
 Oczywiście marzę o kawałku własnej przestrzeni już i natychmiast, ale jeśli mam ich, to jestem w stanie czekać cierpliwie na swój moment.