wtorek, 24 kwietnia 2012

I po marzeniach.....

Dwie rzeczy mi dziś nie dają spokoju.

Kubuś nie dostał się do żadnego z publicznych przedszkoli. Moje rozżalenie z tego powodu jest całkiem spore, bo dalej utwierdzam się w przekonaniu, że mi się miejsce tam należało. Wyobrażałam sobie, że na 1 września wezmę wolne, bo odbędzie się z naszym udziałem  Rozpoczęcie przedszkolnego roku. Niestety.   Nie wiem jeszcze jak to zrobimy, ale prawdopodobnie Kubuś zostanie w żłobku do którego chodzi. To jest tzw. opieka dzienna - do 4 roku życia, więc rok bez problemu może zostać.

Według moich wyolbrzymionych marzeń (optymistka:)  powinnam maksymalnie teraz zajść w ciążę, żeby różnica między moim Muminkiem a młodszym maluchem była max 3,5 roku, czyli wg mnie w górnej granicy normy. No niestety, ciąża  aktualnie nie jest mi wskazana - umowę na czas nieokreślony podpisuję dopiero w listopadzie, a w pierwszej połowie przyszłego roku chcemy załatwiać sprawę naszego pierwszego M.

Pomarzyć dobra rzecz.... :)

niedziela, 22 kwietnia 2012

Faktycznie życie do góry nogami

Dzisiejsza niedziela miała być super dniem spędzonym we trójkę, pełen relax itd. Mimo, że ja na noc do pracy, to  w planach miałąm spacerkowanie, zabawy i wspólne spędzanie czasu. No i niby tak było, ale to zdecydowanie nie był Kubusiowy dzień. Zaczęło się od odmowy zjedzenia kaszki, którą je codziennie z apetytem. Pochlipał parę łyżek płatków z mlekiem i na tym śniadanie zakończył. Kolejno wylał herbatę na stół, dostało się nawet talerzykowi z wędliną. Na 10:00 wybraliśmy się do kościoła. NIestety, o jakiejś 10:10 krew mnie już zalewała, bo wyskoczył z wózka i  zaatakował konfesjonał - folijki chroniące księdza przed wyziewami ludzi, schodki do klęczenia, steropianik na księdzowym siedzisku, po czym zaczął się wydurniać, wyć, zawodzić, a jak po cichu mu powiedziałam, że jest niegrzeczny, to stwierdził, że to ja jestem niegrzeczna. Wysłałam go z Tatą na dwór. Tam się wyhasał, więc Tatuś wiele z mszy nie wyniósł. Przed spaniem zjadł jogurt, więc wg mnie za wiele się nie najadł. Po 1,5h spania odmówił zjedzenia zupy, drugiego dania. Ze względu na mój pracujący weekend naszykowałam na dwa dni kotletów mielonych, które moi mężczyźni lubią - wczoraj zjadł z apetytem, dzisiaj stwierdził, że nie lubi. Ciśnienie mi się podniosło. Zakomunikowałam, że jesli nie zje obiadu, to my rodzice sami pójdziemy na dwór, a on zostanie sam w domu. Nie przejął się zbytnio, ale stwierdziłam, że pęknie jak zobaczy że faktycznie wychodzimy. O ironio, jak ja nie znam swego Syna! Ubraliśmy się, pożegnaliśmy i wyszliśmy z domu, a  on nawet nie jęknął. Kopary nam opadły i zaczęliśmy się zastanawiać co robić. Staliśmy pod drzwiami jak kretyni i śmialiśmy się z samych siebie:)  Nie usłyszeliśmy oczekiwanego płaczu, zawodzenia ani próby otworzenia drzwi. Po 10 minutach weszłam zobaczyć co się dzieje. Siedział sobie na łóżku, wrawdzie minę miał średnią, ale przejęty to raczej nie był. zapytałam czy jednak chce iść na dwór. Chciał, ale obiadu odmówił. Wyszliśmy znowu sami. Dobrze, ze było ciepło, bo wtedy to by była jeszcze większa porażka:) Po paru minutach skapitulowałam  - wróciliśmy, przymuszenie do zjedzenia obiadu efektów nie przyniosło, więc poszliśmy na ten dwór - Kuba na głodniaka. Poszliśmy do lasu, Kubuś na rowerku. W pewnym momencie zechciał odpocząć od jeżdżenia i sobie pochodzić. Wzięliśmy rowerek a on sobie poszedł prosto do wielkiej błotnistej kałuży i pochlapał sobie nogami. Ekstra. Normalnie ryczeć mi się ze złości chciało. No ale trudno, jakoś to doczyszczę. Zaczęliśmy się z mężem  wygłupiać i rzucać w siebie małymi suchymi patyczkami. Fajnie było do czasu. Szkoda tylko, ze to zawsze ja jestem pokrzywdzona. Mój małżonek rzucił we mnie szyszką i trafił w skroń. Nie chciał, ale boli do tej pory pod dotykiem. Odechciało mi się spacerów, ciepłej niedzieli i w ogóle wszystkiego. Wypiłam kawę i prawie z przyjemnością pojechałam do pracy. A teraz "pracuję" za biurkiem, bo mam chwilowo papierkową robotę. Ot, taka to dzisiejsza niedziela u nas.

środa, 18 kwietnia 2012

Biegowo-rowerkowo

O ile na początku tej niby wiosny Kubuś wcale nie pałał wielkim entuzjazmem do rowerka biegowego, bałam się nawet, że to był zły pomysł z jego kupnem, o tyle teraz bardzo go lubi. Nie jest jeszcze specjalistą, ale z każdym dniem radzi sobie lepiej. Ku rozpaczy mojej  i moich stóp wymyślił sobie, że po mieszkaniu też można jeździć rowerem. A że rower stoi na widoku, to wykorzystuje to dosyć często. No ale ilekroć jedzie po naszym wieeeelkim mieszkaniu to najeżdża mi na nogi, a po chwili pyta: Boli noga? :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Cofka?

Do preferowanego przedszkola niestety się nie dostaliśmy. Chcę się jeszcze odwołać, ale wątpię czy coś to da.

Kubuś ma jakąś cofkę w siusianiu (MIA - łączymy się,  chociaż u Was to taka chwilowa niemoc:).   Do tej pory, odkąd rozstaliśmy się w dzień z pieluchą, byłam zachwycona bo na żadne wyjście nie brałam zapasowych  majtasków. Ładnie wołał, wytrzymywał, jeśli łazienka była dosyć daleko. Zasypia bez pieluchy (dopiero później mu ją zakładam) i w zeszłym tygodniu dwa razy "myślał" że pieluchę ma i się zesiusiał. Zdarza mu się też popuszczać po parę kropel, czego do tej pory od września nie było. Mam nadzieję, że niedługo wróci do poprzedniego stanu w tej kwestii:)

wtorek, 3 kwietnia 2012

W pracy mam w tym tygodniu  tyle roboty  że już nie wyrabiam, więc wlaśnie strajkuję i odpoczywam chwilowo.  Wczoraj padłam podczas oglądania Listów do M. a było dopiero po 21 chwilę. Święta blisko, a ja mam sajgon w domu, rzeczy na wyjazd nie zaczęłam jeszcze szykować, idzie mi wszystko jak po grudzie jakoś. Z pozytywów to zaliczyłam wizytę u fryzjera w końcu i nie przypominam już czarownicy:)
Kubuś kochany. Jest żłobkowym maniakiem, co jak wiecie znacznie ułatwia rozstania i oszczędza mi czasu rano, kiedy spieszę się do pracy. Rozbieramy się, daje mi buziaka i bez mrugnięcia okiem pędzi do Cioci. Po powrocie a liście zabaw są ostatnio z reguły puzzle albo ciastolina. Co do ciastoliny, nie testowałam wielu, ale przed Play Doh mieliśmy jakąś ciastolinę innej firmy, z marketu. Po ok dwóch tygodniach używania zaczęła się tak lepić do skóry, że szybko się jej pozbyłam. Play doh lepimy już od grudnia i jest ok:)
W domu stałam się rozjemcą nr 1 w relacji Tatuś - Synek. Generalnie mój mąż uwielbia się bawić z Kubusiem, chętnie spędza z nim czas, czyta wieczorem bajki, jest świadomy, że Synek go ubóstwia itd. ale jakby nie było to Ojciec i chciałby żeby wszyscy wiedzieli kto stadem rządzi:) No więc, jak kże młodemu coś zrobić albo odmawia mu czegoś to nie próbuje dojść do kompromisu tylko stawia na swoim głośno i stanowczo. Młody wtedy przybiega do mnie z płaczem (rykiem raczej), a ja muszę wytłumaczyć mu co Tatuś miał na myśli, co trzeba zrobić i jak będzie najlepiej. Nie neguję zdania męża, ale osiągam ten sam efekt spokojną mową i negocjacjami. Tatusiowi tłumaczę, że jak dziecka nie podejdzie odpowiednio to nic nie wskóra. Oby zrozumiał, dla jego dobra:)