niedziela, 27 marca 2011

Senny dzień i pogląd nr 1

Wczoraj pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na drzemkę w ciagu dnia. Kubuś wstał o 5.30, więc jak już podszykowałam obiad i ogarnęłam trochę domek, poczułam się zwolniona  z obowiązku czuwania. No i spałam ponad godzinkę :) A dziś żałowałam, że wczorajszej drzemki nie przeniosłam na dzisiaj...  Młody wstał w nocy o 3.30 (już po zmianie czasu) obudzony przez źle nastawiony budzik mojego męża. Nie chciał zasnąć przez ponad dwie godziny. Jak już zasnął to wstaliśmy o 8 nowego czasu. Rozstrojenie nocne spowodowało, że nie chciał pójść spać w ciągu dnia. Męczyłam się z nim godzinę, po czym dałam spokój. W ten sposób nie spał dziś w dzień w ogóle. Co gorsza, uświadomiliśmy sobie, że dzięki zmianie czasu już od dzisiaj Kubuś będzie kładziony za widoku. Na początku w ogóle nie chciał się położyć, ale jak już zaczął jeść kaszę, to powoli odpływał.
Ostatnio zmienił mi się pogląd na pójście sześciolatków do szkoły. Początkowo nawet mi się ten pomysł podobał. Ale:
1. Podsłuchałam dwie kobiety w tramwaju i przyznałam rację jednej z nich, mamie pięciolatki. Sześciolatki które chodzą jeszcze do zerówki w przedszkolu, mają zapewnioną całodzienną opieką, obiad, gdzieś tam deser. A te które będą w pierwszej klasie? Jeśli mieszkają w dużym mieście a rodzice skazani są na cały dzień pracy będą z ciężkim plecakiem błąkały się po szkole i świetlicy, gdzie niekoniecznie ktoś zadba czy zjadły coś.
2. Przeczytałam, że pięciolatki idące do zerówki maja mieć zapewnione miejsce w przedszkolu publicznym. W sumie logiczne, ale dzięki temu drastycznie zmniejszy się liczba miejsc dla trzy- i czterolatków. Jak sobie pani minister wymyśliła szkołę wg zachodnich wzorców, to niech i mnie zapewni, że za rok mój syn pójdzie do publicznego przedszkola.
Tak to widzę. Może się mylę,bo nie znam dokładnych realiów polskich podstawówek. Może zmieni się mój punkt widzenia jak moje dziecko będzie w tym wieku, ale na razie obstaję przy swoim.
 Zrobiłam dziś ciasteczka owsiane. Dobre wyszły, ale następnym razem trochę zmodyfikuję przepis.

piątek, 25 marca 2011

:)

Nie wiem czy po jednym dniu mogę mówić o sukcesie odsmoczkowania, ale jak na razie wszystko idzie super. W nocy Kubuś obudził się dwa razy, za pierwszym tylko go utuliłam i już spał, a za drugim opowiedziałam Historię zepsutego monia i już nie płakał, tylko zaczął zasypiać dalej. Na dzienną drzemkę też poszedł spać bez problemu. Mąż mówił mi, że zasypiał może ze dwie minutki dłużej. Wciąż nie mogę wyjść z szoku, tak mnie zaskoczył ten mój Synek. Kompletnie się nie spodziewałam współpracy z jego strony, a tu taka miła niespodzianka. Szkoda, że z nocnikiem nie idzie tak gładko, byłoby ekonomiczniej:)
Ja dziś pół dnia spędziłam w autobusach, załatwiając różne sprawy i wożąc aplikacje do pracodawców. Generalnie padam na twarz.

czwartek, 24 marca 2011

Odsmoczkowanie

Nosiłam się z tym zamiarem już od jakiegoś czasu, ale ciągle mnie strach oblatywał. Na co dzień nie jestem za bardzo wyspana przez Kubusia pobudki nocne i wczesne wstawanie, a wizja dodatkowego wycia przez pół nocy nie nastrajała mnie pozytywnie do tego pomysłu. No, ale po przeczytaniu wielu opinii, artykułów itp. postanowiliśmy z mężem, że to będzie dzisiaj. Musieliśmy prawieże umowę zawrzeć, żeby żadne z nas w trakcie odsmoczkowania nie wymiękło i jeszcze pomagało drugiemu:)  Ustaliliśmy, że zaczniemy od odcięcia końcówki smoczka i sprawdzimy reakcję Kubusia. Czułam, że maluch pociumka trochę z niesmakiem, ale w efekcie zadowoli się i wybrakowanym smoczkiem :) Nasz wieczorny rytuał ostatnimi dniami wygląda tak, że po kąpieli gasimy telewizor , klękamy do paciorka, Kubuś wyciąga sobie smoka spomiędzy szczebelków, klęka z nami, wspomniany paciorek, buzi tacie i mamie, no i kładzie się u siebie z butlą w jednej, a smokiem w drugiej ręce. Dziś też pobiegł po smoka. Uklęknął, włożył go sobie do buzi, wyjął, hmmm, coś nie dopasowuje się do dziąseł. Hmmm. Jeszcze raz. To samo, ogląda, przekręca, a tu dziura i nawet paluszek się mieści. Zaczęłam opowieść: O, monio się zepsuł, Kubusiu, chcesz wyrzucić smoczka? Taaa.  Poszliśmy razem do śmietnika ( ja pewna, że się rozmyśli jak to ma w zwyczaju), po drodze gadałam dalej czy na pewno, że jak wyrzuci to już monia nie będzie, kilka razy powtórzyłam. Smoczka wyrzucił, pokazał że Nie ma i wrócił do pokoju. Mąż już miał przerażoną minę, że przeze mnie straciliśmy ostatnią szansę na brak nocnych spazmów. Sama byłam ciekawa, co dalej? Kubuś zaczął marudzić, bo bez monia do pacierza nie klęka. Zagadałam, czy skoro wyrzucił monia, to by chciał pieska, który na niego czeka (piesek od kilku tygodniu tkwił w barku i czekał  na swój czas). Oczywiście chciał. Ku mojej rozpaczy nie zachwycił się nim, tak jak ja, ale na trochę zapomniał. Pobawiliśmy się chwilę. Włożyłam go do łóżeczka z kaszą i tym psem opowiadając jak to ma pieska ładnego, że wyrzucił monia, bo się zepsuł, to zamiast niego niech przytula pieska. Chyba mało byłam przekonywująca, bo nie za bardzo chciał się położyć, ale nie płakał. Po chwili zachciało mu się jednak tej kaszy. Położył się, wypił. Jak mi oddał butelkę, to po raz co najmniej dziesiąty, powtórzyłam historię zepsutego monia, pieska do przytulania, utuliłam, siadłam na łóżku i czekałam. Leżał sobie, kilka razy wstawał sprawdzając czy jestem, za każdym razem kładł się przytulając pieska i po dziesięciu minutach już spał. Czasowo wyszło mniej więcej tak jak zawsze, o 19.15 wyszłam z pokoju cała w skowronkach. Taki obrót sprawy podniósł mnie na duchu. Boję się tylko nocy, bo przecież normalnie budzi się po niego ze dwa razy. Zobaczymy. zamierzam nawet w nocy snuć opowieść o zepsutym moniu, mogę to robić przez miesiąc w ten sposób, byle się tylko udało:)

Godzina 19.59 -  byłam sprawdzić stan procesu:) . Śpi przytulony do pieska, rączka na szczęście nie wylądowała na zastępstwo smoczka.

poniedziałek, 21 marca 2011

Oględziny u dentysty i teściowa - moje słoneczko...

W  piątek nawiedziliśmy znowu rodzinne strony. Musieliśmy zająć się naszym kochanym, ale już wysłużonym samochodzikiem – przegląd, wymiana filtra gazu i  wymiana opon, przy której okazało się, że jeszcze łożysko w tylnym kole mamy rozwalone. Sprawdza się teoria, że samochód to niezła skarbonka. No ale chciał, nie chciał, musieliśmy zrobić to dla naszego bezpieczeństwa.
Miałam z Kubusiem nawiedzić dziecięcego dentystę, żeby sprawdził czy w ząbkach wszystko ok., ale ciągle znajduję sobie jakąś wymówkę. U nas w przychodni go nie ma, więc jakoś brakuje dnia, żeby poszukać gdzie jechać i zapisać się. Postanowiłam, że zabiorę go do swojego dentysty na piątkową wizytę, żeby przyzwyczajał się powoli do widoku takiego gabinetu. No i poszliśmy we trójkę, bo ktoś musiał przecież go trzymać. Kubuś był zdziwiony, że siedzę z otwartą paszczą, ale nie płakał jak usłyszał wiertło. Posiedział ze mną chwilę na fotelu, ale nie próbowaliśmy otwierać mu buzi ani zmuszać do czegokolwiek. Na to przyjdzie czas kiedy indziej. Młody pooglądał sprzęty, dostał nową strzykawkę do zabawy. Niedługo potem się rozkręcił, bo mąż opowiadał mu co robi z mamą dentystka, a ona wdzięczyła się do niego co chwilę. Najbardziej podobała się jej kubusiowa symulacja małpki  :) 
Rodzice mojego męża jako dziadkowie generalnie fajnie się sprawdzają. Lubią spędzać z  najmłodszym wnusiem czas, bawić się, nie mogą się doczekać kiedy wreszcie przyjedziemy.  Generalnie mogłoby nas nie być, byleby Kubuś dotarł. . Ale wkurza mnie postępowanie mojej teściowej. Nie zwraca uwagi na moje metody wychowawcze i ma gdzieś to o co ją proszę. A to podkarmia mi dziecko przed obiadem, oczywiście słodkimi rzeczami, a to go uczy różnych dziwnych nawyków. To znowu sepleni do niego, mimo tego, że zawsze jej mówimy, żeby normalnie mówiła (papusia to jedzenie, ajciu to spacer itp.). My Kubusia do snu nie lulaliśmy nigdy, ona próbowała, ale na szczęście Kubuś sam odmówił jej współpracy. Wnerwia mnie takie coś, bo sama staram się trzymać zasad ustalonych przez innych jeśli opiekuję się ich dzieckiem czy nawet zwierzęciem i dlatego tylko raz przyjechała do nas zająć się Kubusiem, bo po prostu jej nie ufam. Kubuś je sporo słodyczy, ale dawkuję mu je, nie przesadzam z ilością i nie podaję w  zbyt krótkim czasie przed większym posiłkiem. Moja mama też ma swoje nawyki czy sposoby na wychowywanie dzieci, ale stara się mnie zrozumieć i nie krytykuje z góry tego jak wychowujemy malucha. A teściowej nic nie pasuje, a to nie kroję dziecku kanapek na malutkie gryzy, a to mu daję wodę okropną do picia, a to brzydko do niego mówię, bo jak do dorosłego. Kubuś uwielbia ostatnio wszystko co się ciągnie albo pcha. Teść załatwił mu od znajomego po jakimś dziecku kosiarkę do pchania, którą synek uwielbia. Zasugerowałam, że fajnie by było gdyby miał ją w domu, bo i na podwórku mógłby z nią maszerować. Ale gdzie tam! Teściówka stwierdziła, że będzie się nią bawił jak do nich przyjedzie. Dla przypomnienia jeśli nie mamy jakichś ważniejszych spraw do załatwienia w rodzinnym mieście to spędzamy u nich jedną dobę na miesiąc – od soboty rana do niedzieli rana. Może lepiej niech oddadzą zabawkę jakiemuś innemu dziecku, które przynajmniej zdąży się nią pobawić zanim wyrośnie. I jak mam pamiętać miłe chwile, jak przyćmiewają je takie wkurzające sytuacje. 
Dzisiaj kupiliśmy Kubusiowi pierwsze kredki. Zachwycił się. Wkładałam mu w miarę odpowiednio w rączki te kredki a on szusował nimi po kartce. Niestety, w momencie kiedy zaczął je wkładać do buzi nie spodobało mu się to, że mu je wyjmuję i musiałam przerwać kreatywne popołudnie, co mój kochany Synek skwitował głośnym płaczem. Teraz już śpi, a my w spokoju popijamy herbatkę. Nie ma to jak u siebie. I nie wyobrażam sobie w tym momencie, że musiałabym zamieszkać z teściami. Oby taka chwila nigdy nie nastąpiła:)

środa, 16 marca 2011

Gryczane placuszki

Zrobiłam dziś na podwieczorek gryczane placuszki. Coś jak biszkopt z kaszą gryczaną usmażony w kawałkach na patelni:) Ale nawet dobre wyszły. Posmarowałam to jogurtem naturalnym, a nie serkiem waniliowym tak jak w przepisie, bo w nich już był cukier . I jedliśmy z synkiem bo na szczęście dla mnie wyszło więcej niż on był w stanie zjeść. Nie robię mu zbyt często witaminowych bomb w jedzeniu, więc chociaż niech w kaszy ma namiastkę. Zanim zrobiłam placuszki wyjadał mi kaszę gryczaną z talerza. Idę kłaść tego mojego zbója, bo już kombinje jak mi odłączyć kabel od internetu.

wtorek, 15 marca 2011

Shopping

Sprawdzałam dziś ceny dziecięcych kurteczek na wiosne.
Na samie typu Carrefour czy Real można kupić ortalionowe w granicach ok 35zł.
W Reserved są za 80zł, 100zł i boska skórka za 100zł
W H&M nie byłam, bo w tym centrum handlowym tego sklepu nie ma.
W Smyku jest fajny zestaw ale drogi. zestaw 3w1 - może być kurteczka letnia, kurteczka z ociepleniem albo sama bluza, wszystko fajnie połączone. No ale 130zł.
No i kurtki nie kupiłam. jak już pisałam jesienna jeszcze może być, a poza tym dostałam cynk, że dostaniemy jakąś letnią. Kupiłam za to buty Synkowi. W Smyku, skórka z nubukiem czy zamszem. 90zł. Nawet mi się podobają:)

poniedziałek, 14 marca 2011

Poprawka

Te 13,9 kg ważyłam nie w wieku 16 miesięcy a 14:) Grubas normalnie.

Dzisiaj okazało się, że kurtka jesienna Kubusia jeszcze na niego pasuje. Nie jest może mega piękna, ale na przejściówkę się nadaje, więc jak dobrze pójdzie to kupimy tylko letnią kurteczkę jakąś.Uff :)

Łańcuszek i inne sprawy

Nominowana przez WyrodnąMamę do łańcuszkowej zabawy spełniam powinność. Zadanie: 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie.
1. Jako dziecko marzyłam o byciu chirurgiem. Do tej pory lubię oglądać różne programy relacjonujące nocne wizyty w SOR. Niestety, brak nadludzkich umiejętności uczenia się chemii, zamknął mi drogę do świata medycyny.
2. Na tą chwilę marzę żeby zostać adwokatem. Wiem, że to mało realne, ale może akurat się uda. Piszę teraz pracę magisterską.
3. Jako 16-miesięczne dziecko ważyłam 13,9 kg!!!! Nie wiem jak to możliwe, ale książeczka zdrowia raczej nie kłamie. Niewiele z tego zostało, bo jestem teraz wysoka i szczupła, ale nie mieści mi się w głowie, że mogłam byc takim salcesonem.  Drogie mamy pulchnych dzieci - czy na pewno Wasze dzieci są pulchne? :)
4. Mam mega kompleks na punkcie mojego biustu, który w niejasnych okolicznościach wyszedł sobie kiedyś na spacer i jeszcze nie raczył wrócić.... Nie zrobię sobie operacji plastycznej, nauczyłam się żyć z moim małym biustem bo przecież "małe jest piękne", ale jak patrzę na kobiety na ulicach, to z zazdrością patrzę na fakt, iż mają czym oddychać.
5. Ogólnie jestem raczej nerwową osobą. Niewielki stres doprowadza mnie do łez,łatwo się wzruszam,  nad czym nie jestem w stanie zapanować.
6. Uwielbiam psy. Jak już będę miała warunki odpowiednie dla czworonoga, to na pewno sobie sprawię jakiegoś dużego.
7. Jeśli sytuacja materialna i warunki fizyczne mi na to pozwolą będę miała trójkę dzieci. Duża rodzina wydaje mi się fajna.

Do dalszej zabawy nominuję ma-niusię, MIA i inne blogowe znajome.

Byłam dziś znowu w MOPS-ie załatwiać zasiłek rodzinny. Strasznie dużo z tym korowodu, co nie przekłada się na ilość przesyłanych złotówek.

Kubuś dalej ma gila, walczymy.

Mój mały Kochaś często zaczepia inne dzieci pragnąc postać przy nich, pośmiać się, poprzytulać. Jednak  w większości są to starsze od niego dziewczynki. Raz w kościele jednej rozpinał kurtkę. Biedaczka patrzyła ze zdziwieniem, że mój Syn tak sobie pozwala. Jak byliśmy zapisywać się do poradni laryngologicznej, chciał pokochać pewną 2-latkę. Skończyło się to mocnym odepchnięciem, upadkiem na podłogę i wielkim rykiem mojego Szkraba. Wczoraj w kościele znowu przytulał jakąś dziewczynkę. Na szczęście nie doznał żadnej krzywdy z jej strony, bo pilnowała jej mama. Cieszę się, że jest otwarty na znajomości, ale coś czuję, że kiedyś zapłaci za to limem.

piątek, 11 marca 2011

Ach ten katar...

Wczoraj rano jeszcze go nie było. Może prorokowałam, że coś nie tak, ale nos był suchy. W południe już był gil. W nocy Kubuś budził się, bo większy gil zapychał mu nosek. Dziś rano ukazał nam się spływając spod  kubusiowego nosa wielki katarzysko w całej okazałości. Męczy się maluch, bo za wyciąganiem nie przepada a oddychać ciężko. Mimo, że z zacięciem szukam pracy, przerażają mnie takie momenty, bo jak to będzie? W żłobku w razie choroby go nie zechcą, ja w nowej pracy raczej nie będę miała wiele do powiedzenia, a zanim ktoś dojedzie to z pół dnia minie. Łatwo nie będzie. No ale nie ma co gadać, na razie siedzimy razem w domu.

czwartek, 10 marca 2011

Bajki

Dziś rano włączyłam Kubusiowi po raz drugi w jego życiu Teletubisie. Zainteresowało go głównie słonko, bo ma twarz dziecka. Wytrzymał jakieś 10 minut i wstał z łóżka żeby się pobawić. Stwierdziłam, że może zaciekawi go podziwiana ponoć przez wszystkie maluchy świnka Peppa. Po kąpieli siedliśmy razem. Zdziwił mnie czas trwania tej bajki. Jeden odcinek to jakieś 5 minut. Wiem, że dzieci mają krótko oglądać bajki, ale aż tak???  Kubuś bardzo się cieszył, naśladował odgłosy świnkowej rodziny, zamiast "Peppa" wołał  z radością "Pappa", ale obejrzał tylko jeden odcinek i zrezygnował. Obiecuję, że już nie będę go zmuszać. Jak znajdę w księgarni książkową formę którejś bajki albo Franklina to będę mu je czytać i już.

środa, 9 marca 2011

Już w domku

Po prawie tygodniu poza domem,  pomimo fajnie spędzonego czasu, miło było wrócić do siebie.
Kubuś do swojego niezbyt bogatego słownika dołączył AJA. Nie wiem do końca co to znaczy: Halo, Baja albo jeszcze coś innego. Z Babcią Kubuś zobaczył się w czwartek a już w piątek jak wychodziłam z nim  ze sklepu to się wracał i wołał BAPA! BAPA! żebym przypadkiem nie zapomniała, że przyszliśmy we troje.
Pisałam już o wchodzeniu na parapet? Mały Rozbójnik nie może wchodzić na parapet w pokoju, bo fotel odsunięty, więc idzie do kuchni, staje na krześle, które stoi przy grzejniku i wspina się na parapet, po drodze podpierając się o grzejnik. Na wyjeździe ćwiczył wchodzenie po schodach, bo kot ciągle mu uciekał:) Nie słucha się nas w ogóle, utwierdzołam się w tym przekonaniu jak zobaczyłam, że czuje respekt do mojej Mamy i Babci. Muszę nad sobą popracować:)
Załatwiłam dodatek mieszkaniowy, przysługuje na pół roku, wpływa na konto zarządcy domu, my będziemy mniej płacić dzięki temu.

sobota, 5 marca 2011

Wyjazdowo, rekordy i fryzjer

W czwartek przyjechaliśmy do mojej Mamy. Mamy wolne, a i tak musielibyśmy przyjechać w te strony we wtorek, więc posiedzimy dłużej. Trochę pomagamy przy domowych zajęciach, ale dla mnie to relaks, bo nawet pomaganie przy obiedzie to nie to samo co robienie go samemu:) W związku z tym, że urodziłam się jako namłodsze dziecko, tuż przed 40-tką Mamy, jakoś nie spędzałyśmy ze sobą zbyt wiele czasu na babskich pogaduchach o kobiecych sprawach czy plotach modowo-kosmetycznych.Dlatego każdy taki moment jest dla mnie bardzo przyjemny.  No i wczoraj zrobiłyśmy sobie maseczki peel-off, po czym próbowałyśmy wypić nalane wcześniej piwo. A resztki maseczki jeszcze rano znajdowałam na twarzy :)
Kubuś wczoraj pobił rekord w dziennym spaniu - równiutko trzy godzinki! Ku mojej rozpaczy dzis wszystko wróciło do normy.
No a poza tym, jak już pisałam, mam w domu małego Zucha:) Spontaniczna decyzja o udaniu sie z Kubusiem do fryzjera okazała się udana. Wybraliśmy się z moją Mamą. Maluch najpierw zwiedził cały salon, czekając na swoją kolejkę i bałam się, że siedzenia na fotelu nie wytrzyma. Poza tym, wybierając się w pośpiechu nie wzięłam żadnych pocieszaczy humoru. I znowu mnie zadziwił. W pierwszej chwili nie wiedział co jest grane, że go sadzają na takim wysokim krzesełku. Rąk pod fartuchem też nie zamierzał trzymać. Kiedy wyśpiewał pani fryzjerce odgłosy wszystkich zwierząt jakie zna, rozkręcili się obydwoje (pani fryzjerka głównie po tym jak usłyszała odgłos śwnki wg Kubusia:) ) On się bawił jej sprzętami, a ona z przejęciem opowiadała mu co robi, gdy tylko mu coś nie pasowało, to od razu  przerywała. No i wytrzymał bez płaczu i zgrzytów całe cięcie.  Nie miał zbyt wiele tych włosków, ale pani ścięła mu pierwsze piórka, żeby teraz zaczęły się zagęszczać. Mam nadzieję:)

środa, 2 marca 2011

Rejestracja

Pojechałam dziś zapisać Kubusia na potencjalny zabieg laryngologiczny. Pani z rejestracji odradziła mi ich szpital ze względu na długi czas oczekiwania (termin na sierpień) polecając taki, gdzie czeka się dużo krócej. Stwierdziłam jednak, że zapiszę go, a jak znajdę szybszy termin to wypiszę się z tego szpitala. No i wróciłam do rejestracji. Fuksem dostaliśmy "prezencik" w postaci terminu na 9 maja, bo okazało się, że ktoś się wypisał. Uff :) Pani jednak tonem głosu jakby ostrzegła nas, że zabiegu nie wykonuje chirurg, a laryngolog. Z mojej perspektywy wydaje mi się, że to lepsza opcja, bo się orientuje czy zabieg jest potrzebny i jak go wykonać, żeby nie przedobrzyć. No ale może się mylę.
Kubuś dzisiejszej nocy znowu dużo razy się budził, nie chciał zasnąć, może nie mógł, trudno stwierdzić. Ale trochę to męczące.
Nocniczek dziś raz zapełniony, ale ogólnie opornie nam to idzie.

wtorek, 1 marca 2011

Laryngolog, kung fu panda 2 a oczy na zapałki

Dzisiejszy dzień jakiś taki zabiegany. Ciągle gdzieś pędziłam, jeździłam, chodziłam. Z przyjemnością więc usiadłam sobie przed monitorkiem.
Wizyta u laryngologa przebiegła bardzo miło. Kubuś uwziął się na latarkę pani doktor i musieliśmy za nim biegać po całym  gabinecie, ale tak to ok. Pani laryngolożka - kobieta w średnim wieku - wprost stworzona do bycia lekarzem.Przemiła kobieta.  Zagadywała Kubusia, opowiadała nam różne rzeczy, wszystko dokładnie wytłumaczyła, a jak jej powiedziałam, że ja też się urodziłam z za krótkim wędzidełkiem, to i mój język zbadała :) Maluch rzeczywiście ma zbyt krótkie wędzidełko podjęzykowe- dostaliśmy skierowanie do poradni specjalistycznej w celu określenia czy będzie podcięcie czy tylko porady co do ćwiczeń.I tu się zaczyna jazda. W wojewódzkim szpitalu dziecięcym, do którego wysłała nas miła pani doktor najbliższy termin na sierpień. Wybraliśmy się więc do powiatowego w naszym rejonie pewni, że tam zapiszemy malucha na bliższy termin. A tu klops - w powiatowym w ogóle nie zrobią ewentualnie takiego zabiegu. I jutro czeka mnie wycieczka z powrotem do wojewódzkiego albo do jeszcze innego szpitala.
Po południu miałam spotkanie z trenerem od samoobrony. Z grupą dziewczyn mieliśmy się zastanowić czy chcemy chodzić na płatną kontynuację kursu. Tym razem miła niespodzianka - okazało się, że od 21 marca rusza druga edycja kursu Samoobrony i powstanie jedna grupa dla tych ciut zaawansowanych! Za darmo!!! :):):)
Kubuś dziś w nocy przeszedł samego siebie. Po północy wstał do niego mąż, jakoś nie mógł sobie poradzić z położeniem go i w efekcie końcowym Kubusiek wybudził się całkowicie. Nie spał ok 2,5 h. próbował zasnąć, ale ciągle się podnosił, tak jakby napił się kawy i  był w niezłym humorze albo cierpiał na bezsenność.  O 2.30, jak już sama nieźle zgłodniałam, zaserwowałam mu ponad pół butli mleka Bebiko. Musiał być głodny skoro wypił wszystko a rano standardowo butlę kaszy. Zasnął  chwilę po trzeciej. Żeby nie było, 6.10 już był na nogach:)