Mimo mojej prośby pracodawca nie zgodził się żeby rozwiązać ze mą umowy 31 października, ale dopiero dzisiaj. W sumie to się nie dziwię, bo chciałam się zwolnić po dwóch dniach od złożenia wypowiedzenia. Od dzisiaj zatem jestem na bezrobociu:) mam nadzieję, że według umowy tylko do poniedziałku. Zaniosłam do pracy ciasto, niewyszukane, ale całkiem smaczne. Ku mojemu zaskoczeniu większość osób była zdziwiona, że owo ciasto przyniosłam, a miałam wrażenie, że pospadają z krzeseł na wieść, że zrobiłam je sama. Tego właśnie nie pojmuję w warszawiakach - wiecznie nie mają czasu, wszystko wolą kupić gotowe, a ktoś kto sam coś przygotuje to generalnie cyborg. No, ale cieszyłam się, że ciasto smakowało, pożegnałam się i w rytm melodii końcowej z Top Model opuściłam wieżowiec ze słowami szefostwa w głowie, że mogę tam wrócić z powrotem gdyby coś poszło nie po mojej myśli.
Kubuś prawie nie zalicza wpadek z siusianiem, a weekendowe wizyty na cmentarzach nauczyły go że podlewać trawkę należy sprawiedliwie, co też czynił przeciętnie co 15 minut. Nie wyglądało to może zbyt pięknie, szczególnie jak wskazywał miejsce w których chce siusiu zrobić, ale cieszyłam się że majtki ma suche:) Jutro rodzinny weekend, nawet jeśli spędzimy go na sprzątaniu, to ważne że razem, uwielbiam! :):):)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz