piątek, 16 grudnia 2011

"Już lecę Synku!" i pierwsze efekty tej wielkiej miłości

Kubuś po prawie trzytygodniowej przerwie zawitał wczoraj do żłobka. Ku mojej radości jeszcze nie zapomniał o ciociach i chętnie poszedł się bawić. Okazało się, że na wczoraj zaplanowane było wyjście do sali zabaw w ramach Mikołajek, więc się załapał. Pojechaliśmy po niego do tej sali,  a tam i rodzice i dzieci się bawią, to i my:) Kubuś pokazał wszystko co potrafi, łącznie ze skakaniem najpierw twarzą, później pupcią w piłeczki:) Dla niego to raj na ziemi, bo nikt(to znaczy ja)  nie dostaje zawału jak gdzieś wchodzi wysoko sam, trampolina i zjeżdżalnia do woli, no i jeszcze te piłeczki:) To właśnie plus prywatnego żłobka - nie ma zbiórek na Mikołajki, Dzień Górnika, Hutnika, kredki, farbki i wyklejanki, bo wszystko w cenie.

Żeby nie było tak różowo, to się Synek okazał mądrzejszy od rodziców. Szybciutko zobaczył, że dla niego wszystko, że lecimy na każde zawołanie, więc wykorzystuje do woli. Najbardziej podczas kładzenia spać. Po paciorku i  bajce kładł go Tatuś ostatnio. Nie, on się musi pożegnać jeszcze raz z Mamą, od razu przy okazji przyklejając się do mnie z tekstem: "Nie pi Puba". No ale nie ma przeproś, kładziemy, od dwóch dni zostawiam mu lampkę zapaloną i wychodzimy. Po chwili słyszymy: Papa Mama  - odpowiadam, Papa Tata - odpowiada. Po kolejnej chwili chce mu się pić, zaraz potem jeść, siusiu, nie w tym rogu chce spać, nie z tymi zabawkami, znowu mu się chce pić, czasami jeszcze jeść. A wiadomo, jak się ma niejadka, to w chwili gdy zawoła, że jednak chce coś zjeść to ogólna radość w domu.  I tak po kilka razy.  A nam ciśnienie skacze... W efekcie usypianie zajmuje prawie godzinę. Na razie jeszcze mam cierpliwość i  powtarzam sobie w myślach za Bobem: Czy damy radę? Tak, damy radę!

1 komentarz:

  1. O witam w klubie z tym usypianiem! U nas ostatnio tez coraz gorzej. I znajoma ze żłobka się też żaliła i koleżanka z pracy... chyba taki okres, więc przeczekuję ;-)

    OdpowiedzUsuń