sobota, 1 października 2011

Logopeda

Weekend mamy wyjazdowy w rodzinne strony, ale priotytetem przed wyjazdem była wczorajsza wizyta u logopedy.
Gabinet miły dla oczu, chociaż działający w ramach NFZ. Mimo to Kubuś  na początku  siedział jak trusia struchlały ze strachu. Pani logopedka spisała wszystkie dane, zrobiła rozpoznanie. Pytania były nawet o to  czy Kubuniowi  przeszkadzają metki przy bluzkach, czy lubi mycie głowy, obcinanie paznokci, w jakiej formie ma podawane jedzenie, czy dieta zróżnicowana czy tylko kilka produktów je, jak śpi, czy choruje, więc chyba szczegółowe:) W tym czasie synek się rozkręcił . Ciekawa była świecąca myszka od kompa, a obietnica pani doktor, że po każdym wykonanym zadaniu dostanie naklejkę, spowodowała, że był gotów na wszystko. Dzielnie reagował na wszystkie polecenia, a palec pani doktor pozostał bez szwanku po wyjęciu z Kubusiowej buzi. No i zdobył 5 naklejek, z żalem zostawiając resztę. Dostaliśmy serię ćwiczeń biernych i aktywnych do wykonywania przez pół roku. Jeśli okaże się, że Kubuś nie chce ćwiczyć, czy nie przynoszą one rezultatów, to dostaniemy wskazanie na zabieg do chirurga stomatologa, który zrobi szybko plastykę  wędzidełka laserowo bez narkozy i przelewania krwi.  Jak określiła logopedka "wskazanie jest względne, wada nie rozejdzie się sama, ale warto najpierw spróbować ćwiczeń".  Poza tym dowiedziałam się, że ta wada może być dziedziczna, bo moja mama ma niewielkie problemy z wypowiadaniem R, ja też, a Kubusiowi się zapowiada. Opowiedziałam, że nie jestem hipochondryczką, ale nie chcę żeby moje dziecko miało kompleks tak jak mam go ja, że nie wypowiadam odpowiednio tej najsławniejszej literki. Stwierdziła, że ja ją mówię, tylko inaczej, poprawiając mi tym sposobem humor na cały weekend:) Na moim języku pokazała mi ćwiczenia, które mamy wykonywać z Kubusiem, mam taki sam język jak Kubuś ponoć. Generalnie logopedka podbiła moje serce nieświadomie:) Wizyta generalnie bardzo  udana, pani doktor stworzona do pracy  z dziećmi, a mi ulżyło, że nie jestem przewrażliwiona.

Wczoraj spędziliśmy noc u mojego taty. Mówiliśmy pacierz całą rodziną: ja, mąż, tata, Kubuś, piesek 1, piesek 2, samochodzik i krem do twarzy:)

1 komentarz:

  1. Haha u nas zaczyna dziać się to samo, jak mówię słowo PACIOREK to Patrycja w panice zaczyna poszukiwania chętnych zabawek :)

    OdpowiedzUsuń