poniedziałek, 17 stycznia 2011

Próba sił

Weekend minął nam śpiąco bardzo. Otóż… Po tym jak skończyłam karmić Kubusia piersią jak miał niecałe 11 miesięcy to ciężko mu było zasnąć nagle samemu, spać tylko w łóżeczku. Z kolei my zmęczeni, jedno szkołą i praca, drugie szkołą, nie mieliśmy siły i ochoty z nim walczyć. I tak o to mały spryciarz żeby zasnąć wieczorem to leżał sobie w naszym łóżku z którymś z nas, zasypiał, my go przenosiliśmy a  w środku nocy budził się, wydzierał, więc w efekcie końcowym lądował u nas. Wynajmujemy mieszkanie, łóżko ciasne, zaczęło się robić niewygodnie i generalnie najbardziej ja na tym traciłam, bo trzeba było Kubusia w nocy przykrywać, on się tulił do mnie więc spychał na brzeg łóżka, poza tym musiałam go ratować przed wiercącym się mężem który sobie spokojnie spał. Jakiś czas temu  oduczyliśmy młodego zasypiania w naszym łóżku, zasypia u siebie w łóżeczku ale trzeba siedzieć na łóżku obok. Do nauki samodzielnego zasypiania wrócimy za jakiś czas. A w piątek ja postanowiłam, że dość spania we trójkę. No i się zaczęło…. Kubuś w nocy wstał, ryk,  a tu mama przyszła i go wcale nie zabiera. Siedziałam obok łóżeczka na zmianę z mężem, Kubuś bardzo płakał, a ja po cichu do niego mówiłam, głaskałam, uspokajałam, żeby nie zaczął się zanosić. Po 40 minutach padł, po kolejnych 15 zasnął. Za trzy godziny sytuacja się powtórzyła.  W sobotę znowu to samo, tym razem przez wg mnie lenistwo męża (bo mu się nie chciało kłaść malucha co chwilę) zeszło się 1,5 godzinki  płaczu i usypiania. Nie podnosiliśmy go ani razu, dostał tylko wodę do picia, smoczka, misia do przytulenia i go kładliśmy, on zaś po chwili wstawał. No i w dzisiejszą noc obudził się dwa razy, ale tylko na chwilkę, raz po smoczka, drugi raz przez budzik męża. Mam nadzieję, że sukces osiągnięty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz