czwartek, 19 stycznia 2012

Zrelaksowana Mama, szczęśliwe dziecko:)

Jak się psuje, to wszystko naraz. Zaczęło się od prostownicy, która jeszcze nie wylądowała w jakimś serwisie, potem samochód, a teraz dwa kompy. W jednym tylko zasilacz, zakupiony już zresztą, a co do drugiego to nawet najstarsi górale nie wiedzą co. I minęł mi  najpierw tydzień bez kompa i dostępu do sieci, a teraz mija mi tydzień bez czasu na siedzenie przy nim. Szkolenie w pełni, wracam codziennie pod wieczór z wywalonym językiem i bez chęci na cokolwiek, a tu nauki coraz więcej. Poza tym, prawie codziennie mam dwugodzinny trening na sali więc troszeczkę, na chwilę, poprawia się moja kondycja. Wczoraj odbyłam obowiązkową, nieuniknioną i fajną integrację z moją grupą szkoleniową. Piwo lało się strumieniami, ale nie dziwne  - 19 facetów i 3 kobiety - żeby nie leżeć pod stołem po godzinie wyrobiłyśmy własne tempo. Ucieszyło mnie to wyjście, bo ogólnie rzadko mi się to zdarza, a się należy w końcu. Zrelaksowałam się, pośmiałam, no i poznałam bardziej swoich towarzyszy niedoli:)
A Kubuś? W ciągu tygodnia na spokojnie o mnie zapomina, co w sumie odbieram jako pozytyw. NIe stresuje się, że mamy nie ma, tata pod nosem, a ja spokojnie się szkolę. Rozmawia ze mną chwilkę przez telefon, ale standardowo woli lepić plastelinę, niż prowadzić dialog z mamusią. A w weekendy..... W zeszły piątek Kubuś w pierwszej chwili mnie nie poznał jak go odbierałam ze żłobka.  Potem  za to nie odrywał się ode mnie, więc weekend był pod hasłem: Mamusia jest najlepsza a Tatuś może nie istnieć. SPędziliśmy we trójkę superaśny, wspólny weekend wykorzystując maksymalnie każdą chwilę na bycie razem. W niedzielę mimo Kubusiowego przeziębienia wybraliśmy się na krótkie dotlenienie, a że padał śnieg to padło na sanki. Byłam w szoku, że Kubuś pokochał zjeżdżanie z górki i wożenie go. Jak dziś pamiętam poprzednią zimę, gdzie bałam się wziąć młodego na sanki, bo po chwili sam schodził i musiałam nieść sanki, a jego pilnować.    A tu proszę, po moim powrocie zabierzemy się intensywnie za szukanie przedszkola dla mojego Małego Chłopczyka:) A jutro znowu do domku, jupiii!

2 komentarze:

  1. U nas z sankami to samo, cudowna przemiana. W tamtym roku przerażenie a w tym super radość i z samego siedzenia i z tego że można iść za nimi i je pchać. Pogoda taka super, że jak do tej pory udało nam się wyjść raz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, Wspaniale czasem pozwolić rodzinie zatęsknić, świat bez nas doskonale sobie radzi a my wracamy szczęśliwe. Piwo w dobrym, męskim towarzystwie?Czemu nie?Zima w pełni, to saneczki będą na topie . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń